Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2017

A wszystko dzięki córce

Obraz
  Rozmawiam z parakajakarką Kamilą Kubas... - Jak to się stało? - To był wypadek samochodowy. Miałam szesnaście lat. Nie chcę do tego wracać. Nikogo nie obwiniam, nie myślę o tym. - Pierwsze pytanie do lekarza? - Zapytałam o to, czy będę mogła mieć dziecko. - A tak poza tym? - Wiedziałem, że coś jest nie tak. Miałam świadomość tego, że coś bezpowrotnie utraciłam, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. Zdać na opiekę rodziny. Mama chciała mnie we wszystkim wyręczać. Nie chciałam, żeby pchała wózek, albo robiła mi herbatę. Kiedy wyszła z domu zrobiłam sobie ją sama. Trochę się oparzyłam, ale było warto, to była moja herbata. - W jakiej szkole była pani przed wypadkiem? - W liceum sportowym, w klasie kajakarskiej. Pochodzę z małego miasteczka pod Zieloną górą. Po wypadku musiałam oczywiście zmienić szkołę. Wybrałam liceum ekonomiczne, żeby zdobyć jakiś zawód i wyjechałam do Zielonej górze i mieszkałam w internacie u Sióstr Elżbietanek. Jednak nie zrobiłam matury, bo trochę zasz

Rozmowa z Rosjanką na Uberze

Obraz
To była jedna z rozmów odbytych w czasie, w którym jeździłem Uberem. Trwało to pół roku. Spotkałem się wtedy z całą masą ludzi, z którymi pogadałem tyle ile trwał kurs. To było bardzo ciekawe. I to było największym pożytkiem z mojej "przygody z Uberem".   - Dobrze mówi pani po polsku. - Dziękuję. Zaczęłam uczyć się w grudniu. Kiedy przyjechałam. - Czym się pani zajmuje? - Pracuję w białoruskiej firmie. Ma tu swój oddział. - Jest pani Białorusinką? - Jestem Rosjanką. - Z Moskwy? - Tak. Przez ostatnie dziesięć lat mieszkałam w Moskwie. Moja mama mieszka w miasteczku pod Moskwą. - Jak się pani podoba Warszawa? - Bardzo. - Czym się różni w klimacie od Moskwy? - Jest tak samo. Ale Moskwa jest dużo większa. - Tak samo? - Jest milej. W Moskwie jest dużo miejsc, w które ludzie przyjeżdżają tylko, żeby pracować. W Warszawie jest więcej zieleni. - A ludzie czym się od siebie różnią. - To ciężko powiedzieć. - Rosjanie chyba piją więcej wódki. - Znam Polaków, którzy piją więcej wódk

Potańczył Pod skrzydłami

Obraz
Przez trzy tygodnie pracowałem jako dozorca. A raczej po prostu zamiatacz podwórka przy jednym z Ursynowskich bloków. To był czworobok. Miał spory dziedziniec. Zamiatałem więc dziedziniec, chodniki i osiedlową drogę otaczającą prawie cały budynek. To było jesienią, miałem więc kupę roboty z zamiataniem liści. Poza tym były do uprzątnięcia szlugi, papierki i cała reszta bałaganu. Ja bylem od zamiatania, a starszy już nieco gość od bardziej konkretnych spraw. Pewnego razu pomogłem mu podnieść betonowy klocek. - Pomożesz mi to podnieść? - Jasne. - Bo wiesz, podnieść to można, ale potem... - Masz problemy z kręgosłupem? - Też. Ale bardziej obawiam się o hemoroidy. - Boisz się, że ci pękną? - Tak. Nie ma co szaleć. Trzydzieści lat temu poszedłem na dyskotekę Pod skrzydłami na Grójeckiej. Nachlałem się i zaczęły się tańce. Robiłem szpagaty, nie szpagaty i potem dwa dni nie mogłem chodzić. Nie ma co przesadzać. - Oczywiście. Co za dużo to niezdrowo.        

Bardzo zły dzielnicowy

Obraz
- Kiedy to było? - Jakieś dziesięć lat temu. - Kto go zgarnął? - Dzielnicowy. Z ulicy na osiedlu. - Za co? - Bo był zaćpany. - Co grzał? - Herę. - Dilował? - Nie. Tylko kiedyś gandzią. Ale to było wcześniej. - Gdzie go zaprowadził? - Na komisariat. - I co? - Zaczęli go bić. Głównie dzielnicowy. Ostatnie co pamięta, to jak kazali mu schodzić po schodach. Dostał pałą w łeb i spadł. A potem obudził się w szpitalu.   - Policja wezwała pogotowie na komisariat? - Mhm. Zabrali go i przez szesnaście godzin reanimowali, bo serce mu co chwila stawało. Miał potem zjaraną klatę od defibrylatora. - Jak to wytłumaczyli? - Oficjalnie pogotowie zabrało go spod komisariatu. Mama rozmawiała z lekarką i powiedziała jej, że to niemożliwe, żeby on sam przyszedł pobity pod komisariat i się pod nim położył. Lekarka wygadała się, że pogotowie zabrało go z komisariatu, ale policja nakazał mówić, że spod komisariatu. Lekarka powiedziała, że się boi i nie podpisze zeznań o tym jak było na prawdę. - No i co? 

Dziennikarska prowokacja

Obraz
Autor: Alex Kłoś Opowiedział mi kiedyś znajomy na mieście o tym Jak to dwóch facetów wpakował w kłopoty Był reporterem w tabloidzie Pełne wrażeń codziennie kolorowe miał życie Miał mega ambicje i duże aspirację   Postanowił się wybić i wykręcił prowokację Zadzwonił do polityka z partii u władzy Szacunku złożył mu uprzejme wyrazy A potem jakby od niechcenia napomknął o tym Że polityk z konkurencji robi mu kłopoty Że uprawia czarny PR i dupę obrabia Słabe rzeczy ludziom na mieście o nim opowiada   Nasz reportem wkręcił go na grubo Bo gdyby tamten sprawdzał, to byłoby krucho Ale gość jakimś cudem nie zwietrzył podstępu Choć tylu przewalił, to tu się wywalił  Małolat zapodał mu tekst na pewniaka I on go kupił i zaczęła się draka   Gość zaczął momentalnie nadawać na tamtego Który dupę na mieście obrabia, panie kolego O w radach nadzorczych załatwionych posadach    O mętnych sprawkach chętnie opowiadał    Chłopak był w szoku widząc, co jest grane Wywołał dywanowe

Scenariusz reklamy o tym, żeby nie pić za kółkiem

Obraz
- Nigdy nie jeżdżę po alkoholu - Droga. Powiedzmy, że polska droga. Asfalt, obok drzewa i pola... Jest słonecznie, pięknie, pogodnie. Nad drogą pojawia się butelka z alkoholem. Duża, a właściwie to bardzo duża. Wielkości autobusu. Korek się odkręca. Sam oczywiście, bo jakżeż by inaczej. Alkohol wylewa się na drogę, która robi się morka i lśniąca jak po deszczu. Najeżdża auto. W środku facet i kobieta. Gdy auto wjeżdża na mokry odcinek zaczyna się cyrk. Samochód zaczyna się ślizgać od pobocza do pobocza, w końcu wpada w poślizg i leci bokiem, w poprzek drogi. W tej samej chwili na mokrą jezdnię wbiega pies... Rozjeżdżają mu się łapy i psina leży na szosie patrząc na zbliżający się w jego stronę samochód. Kierowca robi co może, żeby opanować auto, kręci kierownicą na wszystkie strony. W końcu wyprowadza samochód z poślizgu i omija psa. Zatrzymują się na poboczu. Facet nadal trzyma się kurczowo kierownicy. Wypuszcza z ulgą powietrze i mówi do kobiety: Nigdy nie jeżdżę po alkoholu Cop

Opowieść Palestyńczyka

Obraz
- Wiesz. Gdybym bazował tylko na tym co wiem z mediów, to nie podałbym na ulicy ręki Muzułmaninowi. - Jesteś Palestyńczykiem? - W połowie. Mama jest Chrześcijanką, tata Muzułmaninem. Znam obie te religie. Do szkoły chodziłem w Jordanii. Islam ma takie same podstawy jak chrześcijaństwo. - Chodzi o pierwsze cztery księgi Starego Testamentu? - Nie, o zasady moralne. Nie zabijaj, nie kradnij, nie kłam, pomagaj innym. Tylko Islam poszedł jeszcze dalej. - To znaczy? - Jest jeszcze szacunek dla starszych i sąsiadów. - Sąsiadów? - To się wzięło z pustynnej kultury Beduinów. Jest taka zasada, że trzeba przyjąć gościa. Dać mu jedzenie, picie i miejsce do spania, Przez trzy dni nie można się pytać kiedy chce się wyniesie. - To skąd ten terroryzm? - A kim ten facet, który strzelał do ludzi w Las Vegas? Kim był Brevik? - Chodzi Ci o to, że byli Chrześcijanami? - Tak. Ale nikt nie powie, że Chrześcijanin zabił 57 osób. - To byli totalni szaleńcy. - Terroryści to tacy sami szaleńcy, którzy chcą zab

Spotkanie w ruinach fabryki

Obraz
Kiedyś była tam jakaś fabryka. Teraz były tylko ruiny, góry gruzu i pordzewiałe szkielety. Był środek lata. Przechadzałem się leniwie przed opustoszałą halą. W czarnym skórzanym płaszczu i w skórzanych spodniach. Swędziały mnie doklejone wąsy. Zza rogu niespiesznie wyszedł facet. Na oko pod sześćdziesiątkę, zwyczajny, z neseserem. - Dzień dobry - odezwałem się pierwszy. - Dzień dobry. - Jestem z ekipy, która kręci w tej hali film. - Rozumiem... A ja tu pracowałem. - Tu od dawna nic nie ma. Co tu kiedyś było? - Energopol. Zbieram papiery do emerytury. Przyjechałem z Chełma, bo myślałem, że dostanę świadectwo pracy. Patrzyliśmy na gruzy. Wibrowała cisza wypełniona słoneczną radością.

Opowieść zamiatacza ulic

Obraz
- Liście - - To daremny trud, zaraz spadną następne.   - Nie ma roboty, to nie ma pracy. - Od kiedy tak pracujesz? - Od ośmiu lat. - Co robiłeś przedtem? - Pracowałem w korporacjach. - Jakich? - Na początku przez 15 lat lat w Polkolor Thompson w Piasecznie, a potem przez rok w Orlane. - Co to jest? - Jedna z większych firm produkujących kosmetyki. Fabryka jest w Ursusie, na jednej zmianie pracuje 3500 osób. Ja byłem kierownikiem zmiany i miałem pod sobą ponad 100 osób. Głównie kobiety. - Jakie masz kwalifikacje? - Jestem inżynierem. Skończyłem Informatyczne systemy zarządzania na Politechnice Warszawskiej. W Polkolorze był system, który ogarniał wszystkie zamówienia firmy. Od ręczników i kubłów, po surowce, z których produkowane były kineskopy. To była jedyna na świecie fabryka, do której wjeżdżał piach i metal, a wyjeżdżały kineskopy. Ja miałem dostęp do części systemu. I gdy na przykład było widać, że przegrzewa się silnik w wirówce mieszającej ciekłe szkło, to zamaw

Wzbudzenie

Obraz
- Moje rodzinne mieszkanie jest na Muranowie. Tam gdzie było kiedyś getto. - Czułaś to? - Tak. - W jaki sposób? - Kiedyś gdy byłam sama w domu poczułam zmianę. - Co to znaczy? - Tak jakby zmieniła się gęstość powierza. To jest tak jak siedzisz w zadymionym pomieszczeniu i nagle zaczyna działać  wiatrak. - Przestraszyłaś się? - Nie. W tym mieszkaniu zmarły moja babcia i prababcia, więc wiedziałam, że ona są ze mną i nic mi nie grozi. - Co zrobiłaś? - Powiedziałam: ja tu mieszkam, nic od was nie chcę, zostawcie mnie w spokoju. - Podziałało? - Tak. Zrobiło się normalnie. Idąc do kuchni spojrzałam przez okno. Zobaczyłem siedzącego na podwórku Żyda.  - Skąd wiedziałaś, że to Żyd? - Miał pejsy i kapelusz. - Co robił?  - Modlił  się. Miał na kolanach jakąś książkę. Mówił coś pod nosem. Przewracał kartki. Był w transie. Pomyślałam, że to on to wzbudził.