Opowieść zamiatacza ulic



- Liście -

- To daremny trud, zaraz spadną następne.  
- Nie ma roboty, to nie ma pracy.
- Od kiedy tak pracujesz?
- Od ośmiu lat.
- Co robiłeś przedtem?
- Pracowałem w korporacjach.
- Jakich?
- Na początku przez 15 lat lat w Polkolor Thompson w Piasecznie, a potem przez rok w Orlane.
- Co to jest?
- Jedna z większych firm produkujących kosmetyki. Fabryka jest w Ursusie, na jednej zmianie pracuje 3500 osób. Ja byłem kierownikiem zmiany i miałem pod sobą ponad 100 osób. Głównie kobiety.
- Jakie masz kwalifikacje?
- Jestem inżynierem. Skończyłem Informatyczne systemy zarządzania na Politechnice Warszawskiej. W Polkolorze był system, który ogarniał wszystkie zamówienia firmy. Od ręczników i kubłów, po surowce, z których produkowane były kineskopy. To była jedyna na świecie fabryka, do której wjeżdżał piach i metal, a wyjeżdżały kineskopy. Ja miałem dostęp do części systemu. I gdy na przykład było widać, że przegrzewa się silnik w wirówce mieszającej ciekłe szkło, to zamawiałem przez ten system silnik na Zachodzie.Wirówka nie mogła się zatrzymać.
- Dlaczego?
- Bo po kilku godzinach szkło by zastygło. I wirówka była by do wymiany. Na to nie można było sobie pozwolić, bo wirówka była wyłożona platyną.
- Dlaczego?
- Bo tylko ten metal szlachetny gwarantował, że w szkle na kineskopy nie będzie bąbelków powietrza. Wirówek było sześć. W sumie osiem ton platyny.
- Wow!
- Hindus, który kupił fabrykę od razu sprzedał platynę i jeszcze przez miesiąc produkował płaskie ekrany. Potem zamknął produkcję i przeszedłem do Orlane.  
- Dlaczego pracowałeś tam tylko rok?    
- Nie chciałem gnoić ludzi.
- To znaczy?
- Były wyjazdy szkoleniowe. A na nich wszystko, świnia, alkohol, torty. Uczyli nas tego jak się gnoi ludzi.
- Co to znaczy?
- Było parcie na to, żeby karać. Kobiety na taśmie ścigały się, a ja miałem patrzeć na to czy np. nie przejdą od maszyny do maszyny w tych samych rękawiczkach.
- A jak ktoś przeszedł to co?
- To kara. Połowa pensji.
- A jak ktoś chciał do ubikacji?
- To na przykład ja stawałem za niego. Taśma leci szybko: tyk, tyk, tyk...
Trzeba uważać. Rzuciłem to bo było tak, że ja miałem gnoić tych co pode mną, a sam miałem być gnojony, przez tych nade mną. Poza tym miałem dosyć pracy w systemie zmianowym. Fabryka pracuje przez cały czas. Nocą, w soboty, niedziele...
- Dlaczego zarabiasz zamiatając ulice?
- Kiedy odszedłem z Orlane to musiałem się przekwalifikować. Miałem dwie propozycje pracy, w zakładach składających telewizory, ale musiałbym wyjechać z Warszawy. Tata był poważnie chory, miałem dwójkę dzieci. Przeprowadzka nie wchodziła w grę. Na początku wyjechałem do Niemiec na kurs pilarski. Spodobało mi się to.    
- Ścinanie drzew?
- Nie tylko ścinanie, ale też przycinanie, np. krzewów.
- Ile można na tym zarobić?
- Od stycznia gdy weszło prawo Szyszki wyciąłem kilka drzew przy tych blokach. Za każde było tysiąc złotych.
- Z daleka wyglądasz na faceta pod czterdziestkę, ile masz lat?
- Prawie pięćdziesiąt.
-- A jak jest przy sprzątaniu?
- Pracuję ile  chcę. Mam swoją firmę i swój sprzęt. Koszę trawniki, przycinam zieleń. Wczoraj nie było mnie w robocie, miałem zlecenie. Za zebranie dużej ilości liści i przygotowanie pola pod zasadzenie trawy zarobiłem 2,5 tysiąca złotych. Pracowałem od siódmej do osiemnastej.
- To musiało być męczące.
- Spociłem się, ale w nocy zregenerowałem i dziś jestem w formie.
- Niezła krzepa jak na gościa po korpo.
- Jeszcze przed korpo i wojskiem byłem wice mistrzem polski w kick boxingu.
- Długo można tak pracować?
- Znam chłopaków po sześćdziesiąt lat, którzy dają radę. 
- Gdzie byłeś w wojsku?
- W desancie morskim. Miałem być w jednostce desantowej w Krakowie, w czerwonych beretach, ale wylądowałem nad morze. Trenowaliśmy desant z łodzi podwodnych.
- Nurkowanie też?
- No pewnie. Lubiłem nurkowanie. Już po wojsku pojechaliśmy z znajomymi ponurkować nad jeziorem. Zszedłem bardzo głęboko...
- Na 50 metrów?
- Głębiej. Film mi się urwał. Chyba w coś uderzyłem, bo miałem rozciętą głowę. Wypłynąłem na powierzchnię od razu, bez dekompresji. Przez tydzień byłem nieprzytomny. Miałem stan śmierci klinicznej. Lekarze powiedzieli, że raczej z tego nie wyjdę, bo poszedł układ nerwowy. Po tygodniu się obudziłem, a po trzech miesiącach byłem taki jak kiedyś. Wszystko jak ręką odjął. Lekarze po prostu w to nie wierzyli.  
- Pamiętasz coś z czasu, gdy byłeś nieprzytomny?
- Tylko to, że byłem szczęśliwy.
- Szczęśliwy?
- Tak. Ale nie było żadnych światełek w tunelu i tak dalej. Moja dziewczyna, która siedziała przy mnie w szpitalu mówiła, że miałem uśmiech na twarzy. To doświadczenie mnie zmieniło.
- W jaki sposób?
- Nie boję się już śmierci. A poza tym bardzo się uspokoiłem. Przedtem mogłem się bić z każdym. Nawet jak stało pięciu gości na ulicy. Teraz żeby mnie zdenerwować trzeba na prawdę bardzo się wysilić.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun