Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun



Poznałem niesamowitą kobietę. Tym razem pracując nad reportażem o truckerach do "Logo ". Otóż Pani Aleksandra Kun zarabia na życie prowadząc ciężarówkę. 

Ola, czym teraz jeździsz?
Od początku roku jeździłam cementowozem i woziłam cement, ale od jutra zaczynam nową pracę. Nadal będę jeździła ciągnikiem siodłowym z naczepą, ale tym razem wywrotką samowyładowczą, czyli tzw. patelnią. Przewozi się nią głównie piasek i żwir.
Jak związałaś się z motoryzacją?
Szybko poczułam, że mam fazę na warsztat. Gdy miałam 17 lat to zaczęłam siedzieć z chłopakami w warsztacie samochodowo-motocyklowym. Po pół roku wzięli mnie do biura. Nie spodobało mi się, nie tego chciałam. Znalazłam ogłoszenie, że jest praca w serwisie samochodowym, który jest niedaleko domu. Zgłosiłam się.
Czy ktoś w rodzinie był mechanikiem?
Nie. A
przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo.
17-letnie dziewczęta chodzą do liceum.
I ja też chodziłam, ale już zaocznie. Kiedy robiłam maturę, miałam 20 lat i pracowałam w warsztacie. Potem skończyłam dwuletnią zaoczną szkołę samochodową na Jana Pawła. Mam dyplom technika samochodowego.
Jak Ci poszła praca w tym nowym serwisie?  
Kiedy rozmawiałam przez telefon z facetem, który mnie zatrudniał, to on myślał, że rozmawia z chłopakiem i mówił do mnie: Aleksander. Jak mnie zobaczył, to się mocno zdziwił, ale ponieważ potrzebowali pracownika przy wymianie opon, to zaczęłam do nich przychodzić. Wtedy jeszcze nie miałam pomalowanych paznokci. Brud był straszny, więc były krótkie i niepomalowane. Gdy zobaczyli, że jestem ogarnięta, to zaczęłam załatwiać sprawy na mieście. Po roku odciągali mnie od opon i koniec końców zostałam doradcą serwisu, a tak naprawdę to jego kierownikiem, bo przychodziłam pierwsza, a wychodziłam ostatnia. Spędziłam w tamtym miejscu cztery lata.
Co się pojawiło?
Kolejny serwis. Także na tej samej ulicy. Hyperformance to serwis mojego chłopaka, w którym przygotowywane są samochody wyścigowe i rajdowe. Zaczęłam z nimi dorywczą współpracę w weekendy, nadal pracując w tym serwisie, w którym byłam doradcą. Z
Hyperformance jeździłam na rajdy jako koordynatorka, katering i coś tam zawsze ogarniałam.
A gdzie pojawiła się ciężarówka?

W Hyperformance. Ciężarówka to solówka, na której jest serwis, opony i tak dalej. Do niej można doczepić przyczepę i wtedy potrzebny jest kierowcy z uprawnieniami C plus E. A z tym był zawsze problem, bo
żaden z mechaników nie miał takiego prawa jazdy i musieliśmy wynajmować kierowcę. W końcu uznałam, że zrobię takie papiery i będę jeździła tą ciężarówką.
Za co polubiłaś ciężarówki?   
Za to, że się wygodnie jedzie i jest dobra widoczność. 
Jazda ciężarówką z manualną skrzynią biegów nie jest łatwa.
Delikatnie mówiąc jest trudniejsza, ale teraz większość ciągników siodłowych jest w automacie, albo w sześciobiegowym manualu. Na kursie i egzaminie państwowym na C plus E jest skrzynia sześciobiegowa. Rusza się z jedynki, tak jak w osobówce, a nie z dwójki, tak jak w starych skrzyniach do ciężarówek.
Ciężarówka odciągnęła Cię od warsztatu?   
Ale tylko od tego, w którym byłam doradcą. Tam już wszystko było na mojej głowie i czułam, że zaczynam się nudzić. Zostawiłam tą pracę i pojechałam z moim bratem ciotecznym w trasę chłodnią. Jeździliśmy w podwójnej obsadzie na "międzynarodówce”, czyli na trasach zagranicznych. No i oczywiście wciąż współpracowałam z Hyperformance.
Jakie wrażenia z międzynarodówki?
Super! Lubię klimat kempingów. Spanie w kabinie, codziennie w innych miejscach. Ciągle nowi ludzie, nowe miejsca, nowe stacje, nowe państwa. Gotowanie na kuchence, potem jakiś hot dog na stacji. Fajne jest życie w trasie.
To dlaczego nie jeździsz na międzynarodówce? 
Firma, w której zaczęłam płaciła od kilometra i to była dosyć mała stawka. Znalazłam więc inną firmę, w której była lepsza kasa, ale minusem było to,
że jazda była tzw. plandeką i było więcej roboty przy załadunku i rozładunku, no i do tego baza była daleko, bo w Niemczech przy granicy. Dojazdy trwały strasznie długo i zaczęło mi brakować czasu na życie. W trasie spędzałam dwa, trzy tygodnie, a w domu byłam przez tydzień. Jak ktoś nie ma dzieci, żony, rodziny, to czemu nie? Ale jak ktoś ma bliskich, to takie życie jest dziwne.
Coś za coś. Kierowcy pracujący w zachodnich firmach zarabiają nawet do 9 tysięcy złotych. 
Robimy to dla pieniędzy, wiadomo, ale kierowcy dzielą się na tych, którzy robią to z przymusu i tych, którzy mają z tego frajdę. To widać.
Co było dalej?
Wróciłam do Warszawy, bo mi się w rodzinie dwie bardzo bliskie osoby pochorowały. Chciałam być bliżej i uznałam, że poszukam czegoś na miejscu. Znalazłam pracę w betoniarni w Warszawie.
Znowu brudna robota?
Trochę się kurzy przy silosach.
Czy to jest robota dla kobiety?    
A jaka jest robota dla kobiety? Mam sprzedawać w sklepie, albo pracować w szkole z dziećmi? Dziękuję. To nie dla mnie. 
A autobus?
To fajna sprawa. Jazda na trasach zagranicznych jest ok, ale jeżdżenie w kółko po mieście?
Ciągle to samo, ci sami ludzie. A jak ktoś krzyknie: Stop! Siku mi się chcę!
Masz koleżanki truckerki?  
Całą masę. Mamy grupę na facebooku. Ostatnio powstał kalendarz z trzynastoma najpiękniejszymi polskimi truckerkami, m.in. ze mną. 
Zawsze będziesz tak jeździła?
Za cztery lata będę inżynierem. Zaczęłam studia na Uczelni Techniczno Handlowej. Kierunek transport, budowa i tuning samochodów.

Komentarze

  1. Znakomita dziewczyna. Myślę, że jako partnerka życiowa będzie wymagająca. Ale to dobrze, przynajmniej z platfusami nie będzie a takich niby facetó coraz więcej. Podziwiam Panie za sterami 40 tonowych ciężarówek.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

0.68 grama. Historia prawdziwa