Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2017

Jarome David Salinger: buszujący z rzeźni

Obraz
Jarome David Salinger. Amerykański prozaik żydowskiego pochodzenia, który w wieku lat piętnastu odbył praktykę w bydgoskiej rzeźni. Było to jesienią i zimą, na przełomie 1937 i 1938 r. Jego tata był "królem szynek i serów" w Nowym Jorku i pragnął, żeby Jarome poszedł w jego ślady i związał życie z branżą masarską. Wysłał więc piętnastolatka do Bydgoszczy, w której swoje rzeźnicze królestwo miał pewien żyd, którego poznał mniej więcej w tamtym czasie. Jarome odbył praktyki w rzeźni, a potem nie został przedsiębiorcą a wegetarianinem i autorem jednej z głośniejszych powieści XX w. "Buszujący w zbożu". Pozycja ta została wydana w 1951 roku i jak do tej pory zostało sprzedanych 65 milionów jej egzemplarzy. No dobra, ale dlaczego ja o tym piszę? Odpowiedź jest prozaicznie prosta. Salinger wydał tylko jedną powieść, "Buszującego" właśnie. Przeczytałem ją wiele lat temu. Dość dobrze pamiętam uczucia jakie wzbudziła lektura. Byłem poruszony, tak jakby ktoś

Którędy do Sanktuarium?

Obraz
- Przedziwna - Jesteśmy z Mateuszem Szlachtyczem w Otwocku. Kilka lat temu. Przed nami tabliczka i strzałka: Sanktuarium Matki Boskiej Trzykroć Przedziwnej. Tymczasem zbliżają się dwaj lokalsi. Zawodowi menele. Jeden pieszo, drugi toczy się powolutku obok na rowerze. - Panowie, którędy do Sanktuarium? - pyta Mateusz. Pytania trafia w tego na rowerze. Gość zaczyna się chwiać, desperacko walczy, ale jest bez szans, spada jak dziecko na ziemię. - O basta... - mówi Mateusz.

List przez czas

Obraz
Przyznaję, że do wczoraj nie wiedziałem jaki był mechanizm zagłady Getta Warszawskiego. Jako warszawiak doskonale wiedziałem, że Muranów powstał na zgliszczach Getta... itd. Kiedy Roman Polański kręcił "Pianistę" to spędziłem jako statysta tydzień na planie tej produkcji, na początku jako sprzedawca na targu, potem jeden z Żydów oczekujących na wywózkę na zrekonstruowanym Umschlagplatz (placu przeładunkowym), a w końcu jako żydowski policjant ładujący Żydów do pociągu do obozu śmierci. Przez trzy dni biegałem z pałką, wrzeszczałem i przepychałem ludzi. Potem poszedłem od razu spać, bo w głowie miałem miazgę Obejrzałem "Pianistę" i miałem poczucie, że wiem jak to się odbyło i pewnie rzeczywiście wiedziałem, ale najwyraźniej zapomniałem, bo do wczoraj byłem przekonany, że pewnego dnia Niemcy, po prostu, zaczęli wywozić ludzi z Getta, korzystając z pomocy Żydowskiej Służby Porządkowej, Ukraińców i Litwinów. Czyli, że mówiąc krótko wjechały wojsk

Mieszkanie w Grudziądzu

Obraz
- Cześć, jestem tu nowy. - Super. Skąd jesteś? - Z Grudziądza. - A w Warszawie już długo? - Kilka tygodni. Czekam aż wujek umrze i zwolni mieszkanie. - Jasne. - A tak w ogóle to ja muzykiem jestem. - A na czym grasz. - Na basie. - Na weselach grasz? - Mieliśmy z kolegami taki zespół i graliśmy. Ale ja nienawidzę takiego grania. - A co lubisz? - Bluesa i jazz. - No, to na mieście jest sporo klubów. Będziesz mógł pograć. - Rozejrzę się, ale muszę najpierw poćwiczyć, bo przez tą przeprowadzkę do Warszawy to nie grałem od jakiegoś czasu i nie mógłbym teraz wyjść. - Muzyka jest jak sport. Trzeba trenować. - Tak. - A do Warszawy to czemu się przeniosłeś? - Po prostu. Pomieszkać. Jak wujek umrze to pewnie wrócę do siebie. - A ile wujek ma lat? - 38-y rocznik, ale ostatnio kablówkę na dwa lata przedłużył.

Samooskaplowanie

Obraz
- Oskalpowany -  - Rękawki puszczają na wentylach i na szwach. Także proponuje pas z pianką. Dziecko będzie na prawdę bezpieczne. Do tego makaron i jest niezatapialne. Wiem to z własnego doświadczenia. Napatrzyłem się. - Jest pan ratownikiem? - Tak. - Na basenie? - Na basenie można bardzo dużo zobaczyć. Najgorsze co widziałem, to jak się facet oskalpował. - Jak to zrobił? - Na zjeżdżalni. Był trochę wstawiony i chciał zjechać z rozpędu na brzuchu. Nie zauważył rurki. - Jakiej rurki? - No wie pan, takiej żeby się przytrzymać i trochę rozbujać do zjazdu. Ona jest mniej więcej na wysokości pasa. - No jest. No i co? - Rozpędził się i skoczył. Uderzył czołem, rozciął sobie skórę, a rurka zdarła mu ją z czaszki. - O basta... - Także na prawdę pas z pianką polecam.

Mój ociec pracował z muzykami z Orkiestry z Chmielnej

Obraz
- Mój ojciec pracował w czwórce. - Co to było? - Państwowe Zakłady Lotnicze na Kole. Razem z nim pracowali tam dwaj muzycy z Orkiestry z Chmielnej. Byli mechanikami. - Poznałeś ich? - Tak. Gdy miałem siedem lat. W tamtych czasach były organizowane sobotnie wyjazdy z pracy pod miasto.   - Co się robiło na tych wyjazdach? - Wszyscy jechali na przykład na grzyby. - Zbierałeś grzyby z muzykami z Orkiestry z Chmielnej?  - Niezupełnie. Pojechaliśmy z tatą na plac Bankowy. Tam było miejsce zbiórki i tam czekał autokar. Ale nigdzie nie pojechaliśmy. - Dlaczego? - Dlatego, że zrobiła się taka impreza, że nawet kierowca się upił.  - No to  nie przywieźliście grzybów.  - Przywieźliśmy. Wysłali taksówką faceta na dworzec Zachodni, żeby kupił grzyby od ludzi, którzy sprzedają na ulicy. Wszyscy wrócili do domu pijani, ale z grzybami.

Muzyka prawdziwych skinów

Obraz
Grodzisk Mazowiecki. Zatrzymuje się pod Biedronka. Przy stoliku niedaleko od wejścia do sklepu siedzą dwaj młodzi faceci. Jeden z nich jest punkowcem. Wstają i ruszają do wejścia, spotykamy się pod drzwiami. Punkowiec jest klasycznie zrobiony, na głowie ma pasek - czarno, niebiesko, czerwony. W jednym uchu ma czarny tunel, z drugiego zwisa duży biały damski kolczyk. Do tego dżinsowy bezrękawnik, na nam sterta znaczków i naszywki, na jednej z nich czytam Radio Maryja Heavy Mental Radio. Poza tym spodnie w kratkę, oczywiście glany, białe przeciwsłoneczne okulary i miły uśmiech prezentujący braki w uzębieniu. "Chyba chłopie z Jarocina wróciłeś?", myślę. - Dawno nie widziałem punkowca. - Dekiel jestem. - Alex. Drechy nie ganiają? - Jestem tu sam, to co mają ganiać. - Nie ma innych punkowców? - Jest stara gwardia. - Wyglądają już normalnie. - Tak. - A skini są? - Jest jeden. Ale trzyma się z nami. To prawdziwy skin. - A nie jakiś wariat naziol, co? - No. Wchodz

Apaszem Stasiek był. Opowieść o Staśku Wielanku

Obraz
                         Foto: Marek Karewicz. Stanisław Wielanek (1949 - 2016). W zimny i deszczowy grudniowy dzień na Cmentarzu Czerniakowskim pochowano Barda Warszawy Stanisława Wielanka. Ludzi było co nie miara. Przybyli fani i artyści: Sylwek Kozera, Muniek, Krzywy, Andrzej Zeńczewski i Czesiek Jakubik. Była honorowa asysta Straży Miejskiej i sztandar Warszawy. Kapela zagrała "Apasza", a odjeżdżający spod cmentarza karawan pożegnała owacja. Po raz pierwszy spotkaliśmy się ze Staśkiem Wielankiem prawie dwadzieścia lat wcześniej, a pierwsza kwestia jaką ze sobą wymieniliśmy wyglądała tak:  - Znasz Korka? - zapytał Stasiek. - Nie. A kto to Korek? - Nie wiesz, kto to Korek?! Ma być Santorka! Zadzwoniłem domofonem do mieszkania państwa Wielanków. Na parterze jednego z czteropiętrowych bloków nieopodal centrum Handlowego Sadyba Best Mall. Wielanek stanął przede mną w gimnastycznej podkoszulce na ramionka. Najwyraźniej umył przed chwilą głowę, bo miał  mokre włos

Podpalacz

Obraz
Lublin. Festyn. Jestem już głodny. Od pięciu godzin robię materiał do "LOGO" Dziś o highline. Ludzie chodzą po taśmach porozwieszanych pomiędzy wieżami, katedrą i wieżowcami. Z góry jest to raczej przerażające. Już na powierzchni ziemi, na uspokajającym festynie zauważam samochód strażacki i dymiący się grill. Gnany głodem rejestruję skrót OSP i dwóch młodych gości. "Chłopaki z Ochotniczej Straży Pożarnej zarabiają sobie", myślę i podchodzę z nadzieją. - Co macie chłopaki? - Kiełbasę z rodzinnej masarni z Gołkowa. - Świetnie. Po ile? - 10 złotych mała porcja i 15 duża. - Super. Poproszę dużą. - Jest pan organizatorem - młodszy strażak ochotnik wskazuje ma moją smycz i plakietkę. - Jestem z mediów. Zna pan magazyn Logo? - Nie. - On jest za mody na takie gazety. Ma osiemnaście lat - mówi drugi. - Zamiast gazet wolę czytać książki - tłumaczy młodziak. Jestem poruszony. - Lubi pan kryminały? On mówi, że owszem, a ja zapisuję na kartce Raymond Chandler. - Proszę prz

Psychodedlic na ochronie

Obraz
Ta sytuacja wydarzyła się gdy pracowałem na ochronie w ekskluzywnym bloku przy ulicy Sobieskiego. Tuż obok jest Instytut Psychiatrii i Neurologii. Moi zadaniem było siedzenie w budce obok bramy. Przez dwadzieścia cztery godziny. Gdy pod bramą pojawiał się samochód to miałem niezwłocznie otworzyć bramę pilotem i koniecznie wyjść z budki, a następnie zanotować numer rejestracyjny wjeżdżającego samochodu. Gdy auto wyjeżdżało nie musiałem oczywiście niczego notować, mieszkańcy otwierali sobie często sami bramę pilotem. I tak przez okrągłą dobę. Pracowałem tak przez jakiś miesiąc. Zostałem wyrzucony z pracy dlatego, że w pewnej chwili przestałem wychodzić. Była zima. W środku obskurnej budki był grzejnik. Zdejmowałem kurtkę i siedziałem w cieple. Kiedy podjeżdżało auto zakładałem z powrotem kurtkę i wychodziłem do bramy. I tak w kółko na okrągło. Po latach gdy trafiłem do następnej budy, przy następnym szlabanie zrozumiałem, że to był błąd. Bo trzeba podgrzewać budę minimalnie i