Telefon z Japonii






Pierwsza była w Remoncie, a druga w kanciapie w Hybrydach. Tak w sumie  to w klubie studentów Politechniki Warszawskiej w latach 80. były dwie kanciapy. W jednej, nazwijmy ją wyższej, która znajdowała się obok sali widowiskowej Riviery grali zawodowcy, np. Fotoness, czyli Tomek Lipiński, Marcin Ciempiel i Jarek Szlagowski. W kanciapie dolnej, zlokalizowanej pod schodami do dużej sali koncertowej klubu grała Stan Zvezda i The Klaszcz. Ten drugi band był eksperymentem Zygzaka i Dyńki z Xenny. Surrealistycznym post punkiem, w który uciekli znudzeni łojeniem punk rocka. Xenna grała świetne sztuki i miała zajebistą załogę, ale Zygzak miał dość, a poza tym nie chciał się skomercjalizować i wchodzić w branżowe układy. Drugim składem była Stan Zvezda. To też była załoga, która wyszła punk rocka w psychobilly. Jeszcze jako załoga stricte punkowa tworzyli drugi szereg, wraz Czterech Kopniętych i Fred oraz Salt 10, stali o krok za Xenną, Dezerterem i Deuterem. Deuter, czyli kapela Pawła Kelnera też zresztą zaczął odpływać i na początku grał post punka, a potem zrobił na prawdę rewelacyjny stuff punk funkowy, a ostatecznie wylądował w... hard rocku.  Za czasów punkowych na koncertach Deutera zdarzało się na prawdę ostre pogo. - Z Deuterem zagrałem w Hybrydach taki koncert – mówi klawiszowiec Wojciech Konikiewicz. -  Gucio wystąpił w poniemieckim hełmie, więc bił w bębny tak, że musiałem syntezator odkręcić na full. W trakcie na widowni skin zaczął tłuc punka. Kelner nie przestając śpiewać zdzielił pięścią agresora, kończąc bójkę i wrócił na scenę nie uroniwszy ani słowa. Moc!  

Teraz wróćmy do kanciapy pod schodami w Rivierze. Kompozytorem piosenek Stan Zvezdy był gitarzysta Franek, jeden z bardziej kreatywnych gitarzystów w warszawskiej załodze. Wymyślił świetne kawałki, kapitalne riffy, tu i ówdzie co prawda nieco zrzynając, ale wszyscy to wtedy chyba
robiliśmy. Ja zerżnąłem ze Stan Zvezdy strukturę jednego z kawałków The Klaszcz. Przychodziłem regularnie na ich próby. Raz nawet zagrałem z nimi koncert na festiwalu Poza Kontrolą.  Stan Zvezda grała tak dobrze, że posłuchać tego jak graja przychodzili na prawdę różni ludzie, np. kolesie z De Mono. Przyszedł też gitarzysta Dezertera Robal. Był nimi wyraźnie zajarany. Zapytałem: Czy będziecie grać rock’n’rolla? - Jeszcze nie wiadomo - odpowiedział.

Następna scena, to historia z kanciapy w Hybrydach. Minęły dwa, a może trzy lata. Przychodziłem do Hybryd żeby siedzieć w kanciapach i patrzeć jak gra Kult, Krew, Deuter (już hard rockowy), a także właśnie Dezertera. No i kiedyś przyszedłem i grał próbę Dezerter. Wszedłem, przywitałem się i usiadłem na krześle. Byli już wtedy na etapie nowoczesnego hard cora. Robal grał naprawdę ciekawe dźwięki. Takie amerykańskie, powiedział bym. Najbardziej po „amerykańsku”, bo w sposób kojarzący sie bezpośrednio ze stylem gry gitarzysty Dead Kennedys grał w warszawie gitarzysta Trybuny Brudy. Ale wróćmy sytuacji w Hybrydach. Oni grają, a ja jestem coraz bardziej zajarany ich stuffem. I nagle otwierają się drzwi i wchodzi Lidka czyli dziewczyna, która szefowała w Hybrydach, decydując, kto dostąpi zaszczytu grania prób w tych kanciapch (tak jak w Remoncie były dwie). Kończą grać numer, a Lidka mówi: "Był do was telefon z Japonii".


- Nie pamiętam akcji z telefonem - mówi Krzysiek Grabowski, perkusista Dezertera. - Do Polski przyjechała ekipa z Japonii i szukała kontaktów do punkowych zespołów.
Japończycy robili festiwal z okazji obalenia muru berlińskiego i chcieli kogoś z Europy Wschodniej. Poszli do Radia i spotkali Marka Niedźwieckiego. On ich odesłał do Maćka Chmiela, który był naszym menadżerem. I tak to się odbyło - mówi Krzysiek Grabowski.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Film "Krok". Historia z planu.