Fred Mastro. Gwiazda combatu.



- Przyjaciel Jean Clauda -

Z Fredem Mastro - jednym z najbardziej znanych na świecie instruktorów samoobrony – rozmawialiśmy przy okazji seminarium, które zorganizował w marcu 2018 Marcin Lipka-Michalik przedstawiciel Mastro Defence System na Polskę.      

- Jak się poznaliście z Jeanem Claudem Van Dammem?
- Jesteśmy przyjaciółmi. Poznaliśmy się w Cannes. Pracowałem jako ochroniarz przy party na jachcie. Syn Jean Clauda zachował się niekulturalnie wobec jednej z pań. Wyprowadziłem go za ucho na brzeg. Zadzwonił po ojca i Jean Claude przyjechał ze swoją ochroną ratować syna. Ochroniarze nie parli do konfrontacji i Jean zapytał się o co wam chodzi? W końcu pofatygował się do mnie osobiście. Zaczęliśmy gadać i zostaliśmy przyjaciółmi.  Zapraszamy się na niedzielne obiady i czasami razem trenujemy i bywam jego ochroniarzem.
Byłeś ochraniarzem Dalajlamy. 
- Kiedy jego świętobliwość miał przyjechać do Belgii, to zadzwonili do mnie ludzie z agencji ochrony rządu z propozycją, żebym został jednym z jego ochroniarzy.  Zgodziłem się z radością! Kiedy się znalazłem obok Dalajlamy, to poczułem coś czego przedtem nigdy nie czułem.
Co?
- Nigdy nie czułem się przy nikim tak dobrze. Nigdy nie czułem od nikogo tak dobrej energii i takiego spokoju. Kiedy byłem młody to nie miałem ojca, żyłem głównie na ulicy, musiałem się bić, nie miałem kasy, trwało to wiele lat. Pieniądze maja więc dla mnie ogromne znaczenie.  Bardzo szanuję to wszystko co mam. Jestem prostym człowiekiem, który zajmuje się walką na ulicy. To jest dla mnie ważne. Wszelkie przepływy energii duchowej i wyższe stany świadomości są mi obce.  Dużo ważniejsza jest świadomość materialna. Wtedy po raz pierwszy poczułem to o czym wszyscy mówią, tą energię duchową. Bylem młody, to było dawno temu. Pracowałem już wcześniej nie raz jako bodyguard. I wiesz jak to jest z bodyguardami, że mają się rzucać zasłaniając własnym ciałem osobę, którą ochraniają.  Wtedy przy Dalajlamie po raz pierwszy poczułem, że mógłbym się rzucić i oddać za niego życie.  To był przełom. Także w mojej karierze. Bo stałem się znany.  To doświadczenie zmieniło także moje podejście do klientów. Nie wchodziłem już we wszystko, a starałem się ochraniać tych za których mógłbym się poświęcić.
Jaki jest poziom bezpieczeństwa na ulicach zachodnich miast?
W ciągu ostatnich dwudziestu lat sytuacja na ulicach Zachodu zmieniła się całkowicie. 20-30 lat temu można było mówić o czym w rodzaju zasad, a nawet honoru. Od pewnego czasu to się całkiem skończyło. Kiedy zaczynałem pracę jako zwykły ochroniarz, to gdy robiło się gorąco, to mogłem spróbować porozmawiać z facetem, który był agresywny. Dziś nie ma żadnych rozmów, a od razu jest przemoc. Dziś jest tak, że od razu przychodzi kilku facetów. Nie ma z nimi żadnej rozmowy, atakują kupą, a do tego bardzo często mają coś w rękach. Dwadzieścia lat temu na ulicy walczyło z reguły gołymi rękami, czyli bez uzbrojenia. Dziś uzbrojenie to norma. Mało kto atakuje dziś z pustymi rękami.
W jakich krajach szkolisz policję?
- W Belgi,we  Francji, w Stanach, we Włoszech i w Korei Południowej. Analizujemy nagrania z ulicznego monitoringu. Nagrania, na których widać sceny ulicznych ataków. Kiedyś było tak, że rabusie zabierali to, co chcieli, a potem uciekali. Dziś jest tak, że najpierw biją, a dopiero potem uciekają. Widać wyraźnie jak na świecie wzrósł poziom agresji. Jedną z przyczyn na pewno są narkotyki, które na Zachodzie stały się bardzo łatwo dostępne.  W Belgii na ulicach jest znacznie więcej narkotyków. To przez to, że jest blisko do Holandii, w której od dragi jest na prawdę łatwo. Kokainę można kupić od dilera reklamującego się bez zahamowań na ulicy.
Jak opiszesz system samoobrony, który stworzyłeś?  
-
Mój system jest hybrydą. Są w nim elementy wielu systemów. To jest to czego się nauczyłem trenując sztuki walki. Cały czas trenuję i uczę się nowych rzeczy. Jednak wywodzę się z silatu. To była baza.  Jednak nie była to indonezyjska sztuka walki a nowy silat przystosowany dla służb specjalnych. Comando style silat. Poza tym trenowałem judo i filipińskie kali. W tym co stworzyłem jest dużo elementów filipińskich sztuk walki. Poza tym judo, brazylijskie jiu jitsu, krav maga i MMA.
Celem mojego systemy jest samoobrona, a nie sport. W sporcie są reguły, sędziowie i jest publiczność. I z tego wszystkiego jest kasa. UFC i KSW to show.  A wolna uliczna walka jest po to, żeby przetrwać. Ocalić życie swoje lub kogoś innego. Celem combatu jest przetrwanie, a nie walka. Wiesz, są dwa rodzaje sytuacji. Jest tak, że ktoś chce cię obrabować, zabrać telefon, pieniądze, torebkę, albo tak, że ktoś chce ci zabrać zdrowie lub życie. Ja nie szkolę ludzi po to, żeby uratowali swój portfel albo smartfona. Ja szkolę ich po to, żeby uratowali swoje życie. Jeżeli ktoś chce ci coś ukraść, to po prostu rabunek i  wtedy nie warto się narażać życie dla torebkę.
Dlaczego Twoim zdaniem w samoobronie bardziej sprawdza się combat, a nie sporty walki? 
- Jeżeli w nocy do twojego domu przyszli by ludzie, którzy chcieli by zabić twoją żonę i dzieci, to czego byś użył: sportu czy drogi ulicznego przetrwania? Kiedy ratujesz życie, to nie myślisz o tym, że techniki, których użyjesz mają ładnie wyglądać, że to jakaś sztuka. Wtedy chodzi tylko to, żeby jak najszybciej zakończyć walkę. Nie wdawać się w walkę, w której będziesz demonstrował to jak dużo jesteś wstanie wytrzymać i jaki jesteś waleczny. Jeżeli do domu zawodnika MMA przyjdą bandyci uzbrojeni w noże, to on nie za bardzo będzie wiedział co ma robić. Złapie za krzesło za cokolwiek, ok, ale to będzie walka jakby na oślep. My szykujemy się na właśnie takie sytuacje.
Czy wybuch popularności MMA podniósł agresję na ulicach? 
- W świecie sztuk walki tak samo jak wszędzie, co jakiś czas zmieniają się mody. Dziesięć lat temu na topie była krav maga. Teraz najmodniejsze jest MMA. Popularność MMA nie ma jednak bezpośredniego wpływu na poziom agresji na ulicach. Powody są znacznie głębsze i bardziej złożone. 
MMA stało się modne i trenuje coraz więcej ludzi. Różnych ludzi.     
- Na pewno ważne jest to kto jest trenerem, bo nie ma złych uczniów, a są tylko źli instruktorzy.
Ja stawiam na to, żeby uczyć ludzi szacunku i zasad moralnych. Tego przede wszystkim. Gdybym zobaczył, że ktoś z moich ludzi w teamie nie okazał ci szacunku, to złamałbym mu nogę. A instruktorzy MMA uczą cię tylko bicia i podjudzają uczniów do walki. Pracują po to, żeby zarabiać pieniądze, bo to jest show. Nie uczą zasad i tego jak trzeba się zachowywać. Do tego popularność MMA przyciąga faktycznie przeróżnych ludzi, także tych, którzy raczej nie powinni trenować  sztuk walki.  Klubów jest dużo, sporo ludzi trenuje. Są pobudzani przez instruktorów do agresji, a potem wychodzą na ulicę. Liczy się też otoczka jaka jest wokół MMA. To że wokół tego sportu są narkotyki, broń i sterydy.  Dotąd ta otoczka towarzyszyło raczej boksowi.
Co powiesz o sterydach w MMA?
- Absolutna większość zawodników bierze sterydy. Ja nigdy nie używałem sterydów do budowania swoich mięśni. A nie narzekam na brak siły. Pięć lat temu w moim dojo był Alistair Overeem, który ważył wtedy 94 kg. Ja ważyłem 93. Teraz waży 126 kg i wygląda jak Hulk. Kiedy zapytałem się go jak to osiągnął, to odpowiedział, że to przez to, że przerzucił się na koninę. Royce Gracie jest mojej postury. Kiedyś wygrywał z mistrzami świata w różnych sportach walki. Teraz nie walczy, bo jak powiedział, nie będzie walczył z robotami. Bo dziś walczą nie ludzie, a roboty. Ludzie na sterydach, którzy nie panują nad emocjami. Nie ma to nic wspólnego ze sztuką walki, z honorową walką. Jeżeli chcesz być na wysokim poziomie w MMA, to nie obejdzie się bez sterydów. W MMA jest też sporo sporo kokainy. Wielu zawodników  w Stanach wciąga kokainę, a wiele osób, które są w okolicy UFC robi to regularnie.
Jak skomentujesz swoją jedyną, przegraną walkę w MMA?
- To było ponad 14 lat temu. Przegrałem na punkty. Nie miałem takich umiejętności jak dziś. Dziś mam np. brązowy pas w brazylijskim jiu jitsu i siódmy dan w silat. Wtedy byłem po prostu  szefem agencji ochrony i ochraniałem 11 klubów w Belgi. Mój przeciwnik Malik, był Albańczykiem związanym wówczas z albańską mafią. Ja ważyłem nieco ponad 80 kg, a on prawie 140. Przyszli do mnie i powiedzieli, że chcą haracz. Powiedziałem: przyjdźcie do mnie do dojo i się zmierzymy. Nie chcieli walczyć i straszyli, że mnie zastrzelą. Mój znajomy organizował walkę MMA i powiedziałem, ok, nie chcecie walczyć, to niech ktoś od was zmierzy się ze mną w vale tudo. Podpisałem kontrakt na walkę w vale tudo, czyli w formule, w której można uderzać głową i łokciami. Walka miała być na gołe pieści i bez limitu czasu. Można w niej było wygrać przez KO lub poddanie. Na dwa tygodnie przed walką zostałem wezwany na komisariat policji. Powiedziano mi, że zasady na jakich podpisałem kontrakt są niezgodne z prawem.  Wszędzie wisiały już plakaty i wszyscy wiedzieli, że będę walczył. Dowiedziałem się, że zgodnie z prawem w stójce może być tylko boks i mają być rękawice.  Nie byłem bokserem i nie znałem grapplingu. Malik powiedział, to teraz trochę inaczej Fred pogadamy, co? Nie wycofałem się, bo chciałem pokazać, że nie wymiękam kiedy robi się ostro i mam jaja. Zdecydowałem się na walkę w formule nie swojej, a przeciwnika. Wtedy byłem tylko street fighterem i nie miałem umiejętności, które mam dziś. Moja przegrana walka wisi do dziś na you tube. Mógłbym sprawić, że została by usunięta. Nie zamierzam jednak tego zrobić dlatego, bo to pokazuje jaką odbyłem od tamtej pory drogę, jaka była moja ewolucja, jak bardzo zmieniły się moje umiejętności. A idioci zawsze i tak będą wiedzieć swoje: zobaczcie, on jest do niczego. Zobaczcie jakie dostał łomot w MMA!  Malik dziś ze mną współpracuje i wykonuje dla mnie pracę. A więc kto wygrał?







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

0.68 grama. Historia prawdziwa