Na szafę i z powrotem


- Na szafę i z powrotem -

- Miałem wtedy jakieś 14 lat. Pojechaliśmy z mamą nad morze. Na hel, do Kuźnicy. Pewnego dnia przyszedł bardzo mocny wiatr i były ogromne fale. Można powiedzieć, że to był letni sztorm. Kiedy wszystko ucichło wybrałem się na spacer. Szedłem wąską ścieżką, pomiędzy podmytym przez fale brzegiem i piaskiem zalewanym przez fale. Moje spojrzenie błąkało się po brzegu i ścieżce.
- Długo tak szedłeś?
- Jakiś kwadrans. Zatrzymałem się, gdy zobaczyłem coś, co wyglądało jak skorupa orzecha. Popatrzyłem na to przez kilka sekund i w końcu kopnąłem, a to coś odskoczyło i przekręciło się na drugą stronę. Wtedy zobaczyłem na tym jakby szwy i wziąłem to do ręki.
- Co to było?
- Nie miałem pojęcia. Ale kiedy rozejrzałem się odrobinę, to okazało się, że obok leży but, z którego wystaje kość, a z brzegu, tuż obok, wystaje kolejna. Choć  wyraźnie wyglądało na to, że znalazłem ludzkie szczątki, to nie mogłem w to uwierzyć.
- Co zrobiłeś?
- Zostawiłem to tam i poszedłem do domu. Wróciłem następnego dnia z jakąś plażową łopatką i plastikową torbą. Wszystko było na miejscu. Zabrałem się do roboty i po kilkunastu minutach leżało przede mną sporo przeróżnych kości. Ułożyłem z nich szkielet. Był trochę niekompletny, ale wyraźnie widoczny.  
- No i co?
- Zapakowałem go do torby i wróciłem na kwaterę. Prosto do pokoju, w którym nocowaliśmy z mamą. Położyłem torbę na szafie i zacząłem się zastanawiać co zrobić z tym co znalazłem. Wymyśliłem, że wyślę te kości do znajomego w warszawie.
- W ramach żartu.
- Tak! Następnego dnia zaniosłem torbę na pocztę. Okazało się, że waży około 12 kilogramów. Nie wysłałem jednak tych kości do warszawy.
- Bo?
- Bo doszedłem do wniosku, że to jednak przegięcie. Odłożyłem to wszystko z powrotem na szafę. Wtedy zainteresowała się torbą mama. Zajrzała do środka i zrobiła się awantura. Mama zażądała, żeby wyniósł szczątki z pokoju.
- Wyniosłeś?
- Uparłem się i leżały do końca turnusu na szafie. Na dzień przed wyjazdem zaniosłem kości w miejsce, w którym je znalazłem i znów zakopałem w ziemi.
- Kto to był?
- Niemiecki żołnierze. Raczej na pewno. Popytałem trochę i miejscowi powiedzieli mi, że gdy na półwysep wchodzili Rosjanie to część niemieckich żołnierzy nie zdążyła się ewakuować. Rosjanie zastrzeli ich i zakopali na wydmach. Ciągle nie mogłem do końca uwierzyć w tą historię. Uwierzyłem, gdy na skarpie ponad miejscem, w którym wykopałem szkielet znalazłem zęby.
- To znaczy?
- Rozgarnąłem nogą ziemię i zobaczyłem zęby. Myślałem, że to krowie, ale miały plomby.

   


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun