Powrót Sneera





- Powrót Sneera  -


Kupiłem tę książkę, gdy tylko się ukazała, czyli w 1982 r., a więc w stanie wojennym. Chodziłem do liceum i namiętnie czytałem science fiction. Co miesiąc kupowałem magazyn „Fantastyka” i to tam po raz pierwszy przeczytałem prozę Andrzeja Zajdla (1938-1985). „Limes inferior” wciągnął mnie od razu i bezwarunkowo. Czytał się doskonale. Poza tym miał ledwie 181 stron, być może dlatego, że w tamtych czasach papier był towarem deficytowym, wydawnictwa dysponowały ograniczoną pulę i debiut na 400-500 stron raczej nie wchodził w grę.

Powieść Zajdla wywołała w kręgach fanów SF gigantyczne poruszenie. Objawił się autor formatu światowego - to nie przesada! Książka była napisana w stylu najlepszych zachodnich powieści. Zajdel otworzył u nas nurt fantastyki socjologicznej ( z wykształcenia był fizykiem i pracował w laboratorium ochrony radiologicznej). Kreował frapujące światy, które rządziły się swoimi prawami, ale zawsze jakoś kojarzyły z tym co za oknem. W "Limesie" Zajdel ukazał społeczeństwo gigantycznego samowystarczalnego miasta Argolandu. Na obszarze o powierzchni 40 na 40 kilometrów żyje w nim kilkadziesiąt milionów ludzi, każdy ma swoje statystyczne sto metrów i plastikową prostokątną płytkę - klucz. To napakowane elektroniką, nieprawdopodobnie zaawansowane technicznie urządzenie jest dowodem tożsamości, elektronicznym portfelem (ewentualnie kartą płatniczą), zegarkiem, czytnikiem linii papilarnych i certyfikatem przynależność do jednej z siedmiu klas społecznych. O tym, do której klasy się załapiesz, zadecyduje to jak dasz sobie radę na testach na inteligencję. Rządzi klasa najbardziej inteligentnych - zerowców, a  l i m e s   i n f e r i o r to granica, za którą zaczyna się właśnie ich klasa, ale jakiego IQ byś nie miał - bez klucza jesteś w argolandzie nikim.

Bohaterem "Limesa" jest Sneer. Niesamowicie inteligentny zakamuflowany zerowiec, który wykorzystuje swój umysł w procederze polegającym na nielegalnym przepychaniu ludzi do klasy wyższej. Bo im wyższa klasa, tym lepsza robota i tym więcej punktów – lokalnej waluty. Za wyższą zasobnością w punkty idą zdrowsze jedzenie, lepsza opieka medyczna i oczywiście dom. Za swoje usługi Sneer inkasuje słone wynagrodzenie i prowadzi życie niebieskiego ptaka. Poznajemy go, gdy opala się na motorówce kołyszącej się na falach jeziora, przy którym wznosi się Argoland. Sneer kontempluje kontakt z naturą i swobodny upływ czasu: 

„Czyż bowiem tak trudno dociec oczywistej prawdy, którą on, Sneer, wykoncypował dawno temu, jeszcze jako student: przecież czas to po ż y c i e. Życie jest skończonym kawałkiem c z a s u, który został ci podarowany  jak czysta kartka do pokolorowania, zabazgrania albo zmięcia i wyrzucenia do kosza na śmieci. Czas to życie. A życie jest dla ludzkiej jednostki wartością tak cenną i unikalną, że głupotą byłoby przeliczanie go na jakiekolwiek inne dobra materialne..."     

Tymczasem na brzegu kipi życie. Społeczeństwo argolandu egzystuje w ustroju miękkiego autorytaryzmu. Pracę ma zaledwie 18 procent mieszkańców, a ci z niskim IQ  mogą co prawda na koszt systemu mieszkać, popijać cienkie piwo i oglądać w kółko idiotyczne programy rozrywkowe w telewizji, ale na robotę nie mają szans. Ogólnie, to wszyscy tu gonią na punktami i chcą być w wyższej klasie, a istotą życia jest konsumpcja. Co ważne kwitnie akceptowany przez zerowców półświatek, którego elitą są przepychający ludzi do wyższych klas lifterzy. Sneer jest w lifterskiej ekipie numerem. Ale nawet on wpada w końcu w sidła, bo system argolandu opiera się na totalnej inwigilacji do której kluczem - nomen omen -  jest klucz. Dzięki niemu  Wielki Brat widzi i wie wszystko. Cała ludzkość żyje w miastach państwach. Dlaczego?  

Fundament konceptu Zajdla to prawdziwe science fiction, bo dowiadujemy się, że taki a nie inny ustrój zafundowali ziemianom obcy. Po co? Ano chodzi im o to, żeby najpierw ogłupić konsumpcją i używkami ludzkości, a potem ją gładko i całkiem ubezwłasnowolnić. Jest to więc plan na chytry i miękki podbój. Ja czytając "Limesa" w latach 80. odbierałem go  jako aluzję do PRL, a sowieci  robili mi za obcych. Cóż, świat wyglądał wtedy inaczej. A klucz z "Limesa" był abstrakcją nie większą niż dzisiejszy smartfon.   

Powieść Zajdla stanął pewnie na moim regale półce i sięgnąłem po nią po raz drugi na początku lat 90. Tym razem ludzie zarabiali już kasę i jeździli swobodnie na Zachód, kupowali fury i domy, brali narkotyki na imprezach, na ulicach strzelali do siebie gangsterzy, pojawiły się też pierwsze telefony komórkowe, które wyglądały jak wojskowe polowe radiostacje. „Limes” wszedł mi wtedy tak jak dobry film science fiction, ale nie rezonował jakoś za szczególne z realem. Autorytaryzm się dopiero co skończył, oddychaliśmy wolnością, a świat był jeszcze analogowy. 

A teraz pora na akt trzeci, bo przeczytałem "Limesa" kilka dni temu. I co teraz? Zajdel nie przewidział internetu i telefonów komórkowych, ale jakoś znowu zaczyna się kojarzyć z tym, co za oknem. Nie ma już od dawna komunizmu, ale wykluwa się nowy dziwny świat. Era totalnej kontroli.
Ok. Nie mamy wprawdzie kluczy, ale są za to smartfony, które jak by nie patrzeć je przypominają.   
A taka poza tym to: Piwo, grill, telewizja i inwigilacja. Pracować, kupować, konsumować!

Jaką receptę na ucieczkę z systemu proponuje Andrzej Zajdel? Być może jest nią poniższy akapit.

„Daj temu spokój, to bzdura, oszustwo, farsa! To nic nie warte, szkoda punktów! Nie wspinaj się, nie rozbudzaj w sobie pragnień i ambicji, których nigdy nie zaspokoisz. Żyj, po prostu, żyj bo nie obejrzysz się nawet, a skończy się życie i nie zdążysz go posmakować!”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

0.68 grama. Historia prawdziwa