Janusz Kołodziej. Wojownik czarnego toru





Na początku wystarczą dwa treningi tygodniowo. Gdy złapiesz o co chodzi możesz zacząć się ścigać. Pod warunkiem, że będziesz miał za co i nie będziesz odpuszczał gazu. 

Autor: Alex Kłoś 
Cztery szalone okrążenia w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Czterech facetów gna na motocyklach z silnikami o pojemności dochodzącej do 500 cmi  mocy do 75 KM. To niezbyt dużo biorąc pod uwagę, że żużlówki ważą minimum 77 kg. Tu jednak ścigają się nie konie mechaniczne, a ludzie i niutonometry. Wyżyłowane do granic możliwości i napędzane czystym alkoholem metylowym silniki rozkręcają się do 11 tysięcy obrotów na minutę. To wystarczy, żeby w trzy sekundy wystrzelić zawodnika i jego motocykl do prędkości 100 km/h. Potrzeba niewiele więcej, bo odcinki proste kończą się szybko i stawka na pełnym gazie wjeżdża w lewy łuk. Zaczyna się najbardziej widowiskowa faza – poślizg kontrolowany. Czas gna jak szalony, wszystko trwa od 55 do 70 sekund. Potem pędzące z hukiem dochodzącym do 98 decybeli motocykle milkną i zawodnicy pospiesznie zamykają kraniki, którymi metanol wlewa się do cylindra. Chodzi o to, żeby nie wypłukiwał oleju. Mineralny olej (najczęściej Castrol) przepływa przez silnik  tylko raz, spływając do zbiornika pod karterem. W czasie jednego biegu spływa 60-65 % zbiornika oleju, który nadaje się tylko do utylizacji. Silnik żużlówki jest prosty jak matematyka w zerówce.  Po kolei: karter (głowica), cylinder, cztery zawory, tłoki, korbowód, przeciwwaga, krzywka i zapłon. Do szczęścia potrzebne jest jeszcze mnóstwo opon, łańcuchy, kosze sprzęgłowe, dociski i spreżyny. Wszystko żyje krótko. Do magazyny części zamiennych żużlowiec i jego mechanicy sięgają po góra trzech zawodach. - Motocykle budujemy przed sezonem. Na zawodach mam do dyspozycji dwie, trzy maszyny - mówi Janusz Kołodziej, indywidualny mistrz Polski. - Liczy się powtarzalność. Czyli to, żeby na każdym motocyklu jeździło mi się tak samo. Motocykl kosztuje 100 tysięcy, silnik 30. Do tego dochodzą mechanicy i maszynownie, hotele i transport. Jak się to zbierze do kupy, to robią się gigantyczne koszta - mówi Janusz. Żużel to ulubiony motorsport polaków, a nasza liga jest najmocniejsza w Europie. Tu się zarabia i tu się płaci.

Żyjesz by jechać, jedziesz by zwyciężać      
Niedziela 2 września 1973 roku był bezchmurna i i ciepła. O wolnych sobotach wtedy jeszcze nikt nie słyszał i niedziela miała odświętny charakter. Tego dnia ulice  opustoszały, gdy w telewizji zaczęła się transmisja finału żużlowych mistrzostw świata w Chorzowie. Na stadionie jest sto tysięcy widzów. Jednym z czwórki jadących Polaków jest Jerzy Szczakiel. Miał był aktorem drugiego planu, a wygrywa bieg za biegiem. Żużlowy spektakl trwa trzy godziny, emocje sięgają zenitu. W ostatnim biegu o złoto Szczakiel ściga się tylko z Nowozelandczykiem Ivanem Maugerem. Ten niefortunnie zahacza Szczakiela i po groźnie wyglądającym koziołkowaniu ląduje twarzą do ziemi tuż obok parkiu maszyn. Szczakiel krąży samotnie wokół stadionu, a cała Polska stoi na nogach. Tak stajemy się się królestwem żużlu. Droga do tego punktu trwała 70 lat. Pierwsze zawody żużlowe zorganizowało w 1903 roku na torze kolarskim Warszawskie Towarzystwo Cyklistów. Tor na tę okazję pokryty został mieszaniną gliny i przypalonego węgla. W 700 tysięcznej warszawie zarejestrowanych było wtedy 30 motocykli. Wyścig odbyła się na torze przy ulicy Dynasy. Dziś nie ma tam śladu po obiekcie sportowym. Nie ma też śladu po żużlu w Warszawie. Stolicą polskiego speedway’a jest wielkopolskie Leszno. Zawodnicy z Unii Leszno trzy razy pod rząd zdobyli tytuł drużynowego mistrza kraju. W Lesznie jeździ też Janusz Kołodziej. - Po raz pierwszy zobaczyłem żużel na żywo na zawodach, na które poszliśmy ze starszym bratem - mówi Janusz Kołodziej. - Padał deszcz i w jednym z biegów wszyscy zawodnicy przewrócili się podczas wchodzenia w pierwszy łuk. Podnieśli się i znów stanęli na linii startu. Mega mi się spodobała ich wola walki. Po dwóch latach starań zdobyłem zgodę rodziców i zacząłem trenować żużel. Miałem dwanaście lat – mówi Janusz Kołodziej. Przez pierwszy rok jeździł na motocyklu z silnikiem WFM-ki o mocy około 3 KM. Tylna opona była łysa, żeby łatwiej go można było wprowadzić z poślizg. Potem przesiadł się na starą i wysłużoną prawdziwą żużlówkę. - Liczyło się tylko to, że jeżdżę. Świata poza tym nie wiedziałem. Nagrywałem na kasety VHS zawody z serii Grand Prix i oglądałem je tak często, aż wytarła się taśma. Tak w ogóle, to było w tym wszystkim coś niesamowitego, bo od początku wiedziałem o co chodzi i potrafiłem się składać w zakręt.

Gladiatorzy torów
W 1973 roku Szczakiel i Maguer jechali na Jawach. Czeskie motocykle i silniki na wiele lat zdominowały żużlowe tory. Ciekawostką jest to, że i u nas powstała pełnokrwista żużlówka. WSK FIS był produkowany od 1955 do 1955 roku. Silnik był wzorowany na brytyjskim silniku J.A.P. Motocykl ważył aż 92 kilogramy i miał moc 43 km. Przez kilka sezonów był podstawowym motocyklem polskiej reprezentacji. – Stare motory były słabsze, toporne i niebezpieczniejsze. Jazda w tamtych czasach na pewno była znacznie trudniejsza i bardziej niebezpieczna. Zawodnicy ponosili wielkie ryzyko - mówi Janusz Kołodziej. Tory były sypkie i brudne, wysypane przepalonym, zużytym węglem. Dziś wyścigi odbywają się po mieszance sjenitu lub granitu. Sjenit to skała głębinowa użyta m.in. do wykonania piramid egipskich i Stonehenge. Wróćmy jednak do speedway’u. Drugą od razu zauważalną różnicą pomiędzy starym i nowym żużlem są bandy. Kiedyś tory żużlowe były otoczone twardymi bandami. Na You Tube widać makabrycznie wyglądające sceny upadków i kraks. Zawodnicy wbijają się w bandy, kończąc nie rzadko na wózkach inwalidzkich. Dziś tory okalają bandy dmuchane. Sam to jest tak samo twardy jak kiedyś. - Uczymy się tego, żeby w momencie upadku zwijać się w kulkę, bo to zmniejsza ryzyko, że ktoś przejedzie po nodze albo ręce, albo uderzy się czymś mocno o tor - mówi Janusz Kołodziej. – Gdy dochodzi do poważnego upadku, to w głowie rodzi się myśl, że to koniec. Ale na szczęście takie prawdziwe wielkie tragedia zdarzają się rzadko. Na tor trzeba wychodzić z pozytywnym nastawieniem i być dobrej myśli. To, że czasem ktoś ginie i tak nic nie zmieni, bo żużlowcy są ludźmi, którzy nie potrafią bez jazdy – mówi Janusz Kołodziej.

Jak żyć bez hamulców
Motocykl żużlowy nie ma skrzyni biegów ani hamulców. – Czy nie brak ci czasem hamulca? – pytam Janusza Kołodzieja. –Na torze hamulce tylko by przeszkadzały, bo nie daj Boże jakiś zawodnik by przyhamował i ten kto jechałby za nim nie miałby już czasu na reakcję. Jesteśmy nauczeni tego, żeby błyskawicznie kontrolować sytuację położeniem ciała, pochyleniem  motocykla i gazem. To wystarczy – tłumaczy Janusz Kołodziej. Do tego, żeby wszyscy wyszli z tej zabawy cało potrzebny jest też zdrowy rozsądek. - Walka na torze jest bardzo fajna. Ale ważne jest gdy walczy w miarę fair. Chodzi o to, żeby żeby człowiek, który będzie chciał się na siłę wedrzeć w jakąś małą lukę, mógł się jakoś wcisnąć i przejechać – tłumaczy Janusz Kołodziej. Na torach można spotkać oczywiście ludzi, dla których liczy się tylko wygrana i zdobycie punktów. Jak to mówi mistrz polski – jeżdżących po chamsku. – Każdy wie, że na takiego gościa trzeba uważać. Nie są to ludzie lubiani i szanowani. Szacunek jest dla tych, którzy potrafią pojechać widowiskowo, ale pamiętają o tym, że po dużym upadku człowiek może już nigdy nie wsiąść na motocykl żużlowy - mówi Janusz Kołodziej.

Król Tomasz
Na kolejnego polskiego mistrza świata polscy fani żużla musieli czekać 37 lat. Tomasz Gollob wywalczył złoto na stadionie we włoskim Terenzano. Przyjechało masę kibiców z Polski. Gollob był faworytem, na mistrza typowali ga nawet rywale. Nie poszło jednak jak po maśle. W pierwszym biegu był drugi i widać było, że ma problem z wczuciem się w tor. Bo tory żużlowe choć wyglądają tak samo, ale są twarde, a inne sypkie. To zresztą jest rzecz płynna. To ważne: - Twardy tor jest bardziej śliski. Troszkę łatwiej się na nim jeździ i nie potrzeba używać tyle siły. Ja wolę tory bardziej sybkie. Są bardziej wymagające i trzeba bardziej kontrolować motocykl. Można jechać szybciej, ale trzeba uważać, bo nawierzchnia fruwa i może w końcu uszkodzić motocykl. Na twardym torze tylko wszystko się kurzy - mówi Janusz Kołodziej. Wracamy do Terenzano. W kolejnych gonitwach Gollob nie dał szans rywalom. Już po półfinałach było jasne, że wywiezie do Polski złoto. W finele zdeklasował rywali i wygrywając drugie z rzędu Grand Prix stanął na szczycie podium. Był rok 2010 i dominacja silników Jawy powoli stawała się przeszłością. Coraz bardziej liczyły jednostki napędowe włoskiej firmy GM. Gollob miał w swoim parku maszyn i jedne i drugie. Dziś żużlowcy wybierają najchętniej silniki GM. W grze jest także trzeci producent firma GTR. Ponoć jego silnikio są trwalsze od konkurencji, bo  GM i Jawa są serwisowwane co 20- 25 biegów, a GTR wytrzymuje 120.

Jak zostać żużlowcem       
- To nie jest skomplikowany proces. Objeżdża się dwa treningi tygodniowo. Im wcześniej zacznie się naukę tym lepiej – mówi Janusz Kołodziej, który poza ściganiem się otworzył szkółkę dla młodych adeptów speedway’a. To nie wszystko, bo w 2015 roku zbudował obiekt, na którym znajdują się tor żużlowy, motocrossowy i samochodowy. - Naukę najlepiej jest zacząć na starszym motocyklu. Na początku trzeba przede wszystkim złapać o co chodzi z poślizgiem – mówi Janusz Kołodziej. - No właśnie, jak to się robi? - pytam. - Trzeba trzymać gaz w momencie, gdy tylne koło się prześlizguje. Jednym z podstawowych błędów jest ujmowanie gazu. No i trzeba kontrolować motocykl, dobrze się pochylać i odpowiednio skręcać przednim kołem. Bardzo ważne jest ułożenie ciała. Z czasem jeździec osadza się coraz lepiej na motocyklu i zaczyna rozwijać coraz większe prędkości – mówi Janusz Kołodziej. Trzeba też pamiętać o starym przysłowiu motorsportu: jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. – Wywrotki zdarzają się najczęściej na samym początki drogi, albo już w połowie, gdy człowiek już mniej więcej złapał o co chodzi, ale nadal mu czegoś brakuje i popełnia jakiś błąd, zabraknie mu koncentracji albo ktoś przeszarżuje – tłumaczy Janusz Kołodziej.  

Wstań i walcz
-
Nie wierzę w talent, a w ciężką pracę. Natomiast niewątpliwie potrzebna jest w tym sporcie mocna psychika. Gdy brak sukcesów można się załamać. A kiedy nam nie idzie to dostajemy dużą falę hejtu - mówi Janusz Kołodziej. Kibice bywają na prawdę różni. Niektórzy przychodzą na wyścigi z nadzieją, że zobaczą upadki i kręci ich brudna chamska jazda. - Większość ludzi woli jednak popatrzeć na widowiskową jazdę, a nie na to, że ludzie się przewracają na motocyklach – mówi Janusz Kołodziej. A gdy żużlowiec zaliczy ostrą glebę trafia na stół operacyjny to potem jak najszybciej wraca na tor. - To jest najtrudniejsze. To żeby psychika się przełamała i żeby jechać tak jak przedtem. Bo wiadomo, że każdy chce być jak najdłużej zdrowy, ale taki jest ten sport i nic na to nie poradzimy.  Z biegiem czasu kontuzje czuje się coraz bardziej, bo gdy na przykład złamie się kilka razy obojczyk, rękę czy palce, to nigdy nie będzie tak jak kiedyś. To wszystko zostawia ślad i może w końcu przyjść moment, gdy zacznie się to odbijać na jeździe. Plusem żużlu jest to, że żeby nie móc uprawiać tego sportu trzeba być na prawdę bardzo mocno porozwalanym. Nie jesteśmy piłkarzami, którzy po dużej kontuzji kolana wylatują na zawsze z boiska – mówi Janusz Kołodziej. Nagrodą za trud i ból jest sława i miłość kibiców. – Moim największym sukcesem jest to, że mogę robić to, co kocham. To jest podstawa. Sukcesy sportowe przychodzą jakby przy okazji – mówi Janusz Kołodziej.

Magicy silników
Nawet najlepszy żużlowiec nie wygra bez pomocy tunera. To ktoś w rodzaju super mechanika, który może sprawić, że silnik dostanie takiego kopa, że nawet przeciętny zawodnik zacznie się ścigać z czołówką. Zasadą jest to, że fabrycznie nowy silnik trafia do tunera, który rozbiera go na czynniki pierwsze i podkręca. - Silniki są coraz bardziej wyżyłowane i walka toczy się już o milimetry i ułamki niutonometrów. Najlepsi tunerzy mają nie tylko ogromną wiedzę, ale też najlepszy sprzęt. Hamownie silnikową, różnego rodzaju tokarki i frezarki, rzeczy do robienia głowic. Dawniej można było mieć ręczną szlifierkę i polerować nią kanały, a dziś bez tych wszystkich rzeczy motocykla się nie dostroi i nie osiągnie on miał odpowiedniej mocy. Mechanika i zawodnika nie stać na coś takiego. Wszystko idzie w kierunki Formuły 1 – mówi Janusz Kołodziej. Czasem tunerzy sięgają po zakazane triki. Klasyczne numer to dosypywanie dopalacza do metanolu i rozwierconie gaźnika. Wymiana gaźnika w żużlówce trwa 40 sekund. Gdy stadion jest pełen, działacze naciskają i sponsorzy patrzą na wynik, to do głowy przychodzą różne rzeczy. Janusz Kołodziej jeździ na motocyklu pomalowanym w militarne moro i ma namalowaną lotniczą szachownicę. Od razu widać, że ten zawodnik po coś więcej niż tylko punkty.

Bio bohatera

Janusz Kołodziej, rocznik 84. Dwukrotny zdobywca Pucharu Świata, zwycięzca Grand Prix Czech 2019, 4-krotny Indywidualny Mistrz Polski. 7-krotny Drużynowy Mistrz Polski na żużlu. Srebrny medalista Indywidualnych Mistrzostw Europy juniorów w 2004 r. , 3-krotny zdobywca Złotego Kasku. Z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego otrzymał w 2010 Złoty Krzyż Zasługi za zasługi dla rozwoju sportu żużlowego w Polsce, za osiągnięcia sportowe.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun