Zupa PHO i rock'n'roll




Uwielbiam zupę PHO. Nie jestem z pierwszej fali wyznawców, którzy jeździli na PHO na Jarmak Europa na Stadionie X lecia. Odkryłem PHO znacznie później. W miejscu po stokroć mniej romantycznym, bo w azjatyckiej knajpie w Galmoku. Pracowałem przez kilka lat w agencji reklamowej i PHO leciało notorycznie. Lubię sprawdzać jak robią PHO w różnych miejscach. Oczywiście, świetne jest na Żeraniu i w Wólce Kosowskiej, a moim ulubionym adresem w okolicy jest To To PHO obok Zielonej gęsi. Wpadam tam regularnie wracając do domu z pracy przy Filtrowej. Kiedy były pandemiczne restrykcje brałem na wynos. Gdzie wciągałem PHO niech pozostanie moją słodką tajemnicą. Od wczoraj zasiadam znów jak człowiek - przy małym stoliczku. Stoi w miejscu wyznaczonym pomarańczowymi plastrami. Dziś wparowałem i była jakaś inna pani. Siedziała ze smartfonem, przed talerzem z jakimś wietnamskim daniem, które podjadała co jakiś czas. Regularnie pojawiali się kurierzy. Już od progu wyciągali smartfony i pokazywali numer zamówienia. Wskazywała jedną z białych toreb z żarciem, które stały na barze. Leciał hip hop, a ona się bujała, Momentami nawet dość konkretnie. Pogrążyłem się w PHO. W TO TO jest ono nie tylko smaczne, ale jest go także tyle ile trzeba. Solidna micha za czternaście zyla. Skończyłem i odstawiam talerz na regał na brudy.

- Jest pani konkretną fanką rapu.
- Lubię posłuchać.
- A "Skandal" Molesty pani zna?
- Słyszałam. Raczej starsze rzeczy lubię.
- A co na przykład?
- Ostrego i Pezeta.
- A "Gorzką wodę" Pezeta pani zna?
- Nie. Zaraz posłucham.
I faktycznie od razu zaczęła wbijać ten numer w smarta.
- A rocka pani słucha?
- Jasne. Słucham wszystkiego co mi wpadnie w ucho.
- To poproszę coś do pisania.
- Napisze mi pan jakieś fajne piosenki?
- Tak.
Dała mi kartkę, a ja napisałem: Run to You - Brian Adams.
- Znam to - odpowiedziała z uśmiechem.

I to mnie trochę zażyło. Bo babka młoda, jakieś dwadzieścia trzy lata, a to takie starocie. Kilka dni temu zaskoczył mnie Dawid Podsiadło, który zakomunikował, że jest to jeden z numerów, których słucha. To stary komercyjny gitarowy hit. Nie sądziłem, że młodzie ludzie go kumają, ale to może przez spotify i te wszystkie playlisty.

"Run to You" było jedynym luksemburskim numerem w moim żuciu. Radio Luksemburg było muzycznym oknem na świat pokolenia moich rodziców i ich starszych znajomych. My w latach 80. mieliśmy już płyty i magnetofony kasetowe. Nikt nie słuchał tej stacji. W pierwszej połowie tej dekady pojechaliśmy z rodzicami na ferie do Zakopanego. Pewnego wieczoru gdzieś poszli i zostałem w pokoju sam. Włączyłem pokojowe radio. Jakiegoś Tarabana, albo coś w tym stylu. Zacząłem surfować po falach eteru. W pewnej chwili z odmętów radiowych szumów wyłonił się męski mocny i dźwięczny głos.

- Hello. This is Radio Luxembourg!

Wiedziałem gdzie jestem. Znałem legendę tej stacji, która w latach 60. wpuściła do Polski jazz i rock'n'rolla. Spiker coś pogadał, a potem poleciał aktualny przebój. Piosenka młodego Kanadyjskiego śpiewającego gitarzysty Braina Adamsa. "Run to You". Jezu... Brzmienie tej gitary przecinającej szumy fala radiowych były nieziemskie. Zakochałem się w tym riffie od razu. Od pierwszego kółka. Jest totalnie prosty. Może go zagrać każdy, kto nauczył się jako tako trzymać wiosło w rękach. A potem Adams zaczął śpiewać. Tak zostałem jego fanem.

- Tak. Znam tę piosenkę - powiedziała kobieta w To To Pho.
- A zna pani Soundgarden?
- Nie.
- A zna pani Black Hole Sun?
- Tak!
- No to właśnie oni.
- Aha.

Zrobię sobię przerwę od PHO. Po trzech dniach trochę mi się przejadło.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun