Najlepsza solówka Jana Borysewicza
Opowiada Paweł Nowakowski...
- Hej człowieku. Opowiedz mi o tym sławnym dymie w Parku.
- To faktycznie była słynna akcja. To było tak, że Skandal gdzieś wyjechał i zostawił mi swojego volkswagena ogórka i
kluczyki.
- Dla wyjaśnienia, Skandal był ex wokalistą punk rockowego Dezertera. Jego ogórek był mocno wysłużony.
- Dokładnie człowieku. A ten ogórek był mega zjechany, ale wciąż na chodzie. Została też jego dziewczyna Magda.
- Z którą zacząłeś być, loco.
- Jo. Tak było.
- To były hipisowskie klimaty. Miałeś długie włosy i chodziłeś w różowych
dzwonach.
- To były spodnie mojego ojca z lat 70. Miałem też jego koszulę, w paski
z dużym kołnierzem. Były też setki okularów przeciwsłonecznych.
- Bo handlowałeś okularami.
- Dwie koleżanki siedziały na Rutkowskiego, bo tak się nazywała wtedy
Chmielna i sprzedawały te okulary. Do tego miałem kowbojki, białe z
brązowymi wzorami. Ale wtedy, gdy pojechaliśmy do Parku wyglądałem mniej
odlotowo.
- Pojechaliście z Magdą do Parku tym ogórkiem?
- Tak. Ale osób było więcej. Był jeszcze Andrzej Krzywy.
- Wokalista De Mono?
- W samej rzeczy. Poza tym Tomek Bryczka.
- Bryczka
miał taką ksywkę, bo jako jeden z
nielicznych w tamtych czasach miał samochód. Polskiego Fiata 125 z niezłym jak na owe czasy soundsytemem. Potem miał busa, którym woził kapele na koncerty. Dobrze pamiętam?
- Dobrze. A ten bus to był mercedes. Też z dobrym soundsystemem.
- Pamiętam, pamiętam. Dlaczego pojechaliście do Parku?
- W tamtych czasach, były tylko trzy miejsca, w które się
chodziło. Kawiarnia w Europejskim, bar Źródełko pod Trasą Łazienkowską i
właśnie Park. Znałem bramkarzy w Parku, bo gdy robiłem interesy, to wynajmowałem
ich jako ochronę.
- Czym handlowałeś?
- Kożuchami na przykład.
- No dobra, były tylko te trzy miejsca?
- Była jeszcze Nimfa i Hipodrom przy Górczewskiej. Mówiło się: "Kto nie ma domu,
ten jedzie do Hipodromu".
- Ale to były już raczej szemrane lokale.
- Tak można powiedzieć. Schodzili się tam ludzie z miasta.
- Gangsterzy?
- Tak. Znałem tych gości. Stamtąd i z innych sytuacji. Wtedy to się wszystko
mieszało. Bananowa młodzież chodziła w te same miejsca co gangsterzy. Znałem i jednych i drugich. Nie raz musiałem łagodzić jakieś słabe sytuacje,
tłumacząc: "chłopaki, ale to są moi dobrzy znajomi". Jedna z takich osób do dziś
powtarza mi przy każdym spotkaniu, że uratowałem jej wtedy życie.
- Jakich gangsterów znałeś?
- Na przykład Jarka Masę i Tomka Kiełbasińskiego.
- Kiełbasę, którego potem zastrzelili pod sklepem mięsnym w Pruszkowie?
- Tak. Przychodził do tych knajp. Można z nim było pogadać.
- Pojechaliście z Magdą, Krzywym i Bryczką do Parku i?...
- Na miejscu spotkaliśmy Janka Borysewicza. On tam się pojawiał dość często.
Przychodzili z Panasem na nocny klub.
- Co to było?
- Na początku były dyskoteki dla studentów, a po nich zaczynał się nocny klub.
Posiedzieliśmy kilka godzin na nocnym klubie i poszliśmy z powrotem do ogórka.
Kiedy do niego wsiedliśmy podszedł chłopak z miasta, którego znałem.
- Po co?
- Tak po prostu. Żeby się przywitać. Przywitał się ze mną, a potem zaczął coś
mówić do Magdy.
- Grzecznie?
- Oczywiście. Pełna kultura. No ale Bryczka, nie wiadomo dlaczego, odjechał i
zaczął do niego mówić, tak na ostro, żeby sobie poszedł. Gość odpowiedział:
koleżko, nie tak ostro. Bryczka na to zaczął mu jechać jeszcze ostrzej. No i
właśnie wtedy pojawił się Borysawka, który jak zobaczył, że jest awantura to
się na ostro włączył.
- Werbalnie?
- Tak. Tylko tak. Ale na ostro. Krzyki usłyszał jeden z tych chłopaków z
miasta. Miał ksywkę Jiri Korn.
- Tak jak ten czechosłowacki piosenkarz?
- Tak. Bo był do niego podobny. Podszedł do ogórka, wyjął pistolet gazowy i
strzelił do środka. Huk był straszliwy i wszyscy kasłali. Oni odeszli, a my po
jakimś czasie odjechaliśmy.
- A Borysewicz?
- Chyba został w Parku.
- Dla jasności, kiedy to było?
- W 1992 roku.
- Co było potem?
- W jakiś czas później pojechałem już sam do pubu Heineken.
- To ja przypomnę, że chodzi o pub, który działał w przedwojennej willi Dom pod Skarabeuszami. Został otwarty mniej więcej w 90 roku i był pierwszym pubem, nie tylko w Warszawie, ale także w Polsce. Czym Twoim zdaniem Heineken różnił się od zwykłego baru?
- Na przykład tym, że bary były czynne do 22, a tam siedziało się do rana. Tamtego
dnia w Heinekenie był Borysewicz. I nagle zjawił się Jirí Korn. Stanęli obok
siebie przy barze. Janek jak go zobaczył, to od razu do niego wystartował:
idziemy na solo! No i wyszli.
- Gdzie?
- Na tory tramwajowe na Puławskiej.
- Na tory?
- To było w nocy. Tramwaje już nie chodziły.
- Poszedłeś z nimi?
- Nie. Zostałem w barze.
- I co?
- Po kilku minutach Janek wrócił i powiedział, że spuścił Jirí Kornowi łomot. Podobno był taki wściekły, że na koniec
przywalił mu jakimś betonowym klocem. Powiedziałem: uciekaj stąd, bo on tu za
chwilę wróci ze swoimi kolegami. Ale on nawet nie chciał słyszeć o uciekaniu.
- Jirí wrócił?
- No oczywiście. Przyjechali w pięciu Polonezem. Z kijami bejsbolowymi.
- Typowa akcja z tamtych czasów.
- Wjechali i wszystko w ogródku zaczęło fruwać. Tomek Paczoski, który był w
Heinekenie bramkarzem, wyskoczył z pistoletem gazowym i podniósł go do strzału.
Nacisnął spust, ale pistolet nie wypalił. Uciekł długimi susami do środka.
- A Janek?
- Janek sobie poradził.
- Z pięcioma kolesiami z kijami bejsbolowymi?
- Wyszedł cało. Ale oni złamali za to rękę jednemu z naszych znajomych. W sumie to
przypadkiem, bo ich znał.
- Janek to kozak.
- No masz! Jechaliśmy kiedyś razem autem, ja siedziałem z nim z tyłu. Powiedział:
panowie, ja nie umiem grać na gitarze, ale gram najbardziej zajebiście.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńExit to była inna liga. Bywałem tam na koncertach i przy mniej artystycznych okazjach. Moi koledzy robili sobie tam maratony, ja zawsze wracałem nad ranem do Warszawy. Nie partycypowałem w tej zabawie. Natomiast byłem przez kilka wieczorów w Exicie... bramkarzem. Pracowałem za jakieś niewielkie pieniądze i obiad. To była surrealistyczna sytuacja, bo byłem znany w załodze jako gitarzysta. Koleś, który gra na gitarze ostrego rocka (na you tube sa nagrania mojej kapeli Toxix). I oto przychodzą do kluby znajomi muzycy, jest koncert trójmiejskiej kapeli Golden Life, pijany Radek z Gardenii co chwilę wyrywa wokaliście Golden Life mikrofon, a ja muszę wykonać interwencję. Za to mi płacili. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń