Historia z lepianki
- W 2010 roku pojechaliśmy z czterema kumplami z Krakowa na
studencki trip do Afryki.
- Gdzie studiowałeś?
- Na Akademii Górnioczo-Hutniczej.
- Gdzie pojechaliście?
- Na początku ja pojechałem do Kairu. Posiedziałem tam przez tydzień sam, a
potem przyjechali oni i przejechaliśmy do Sudanu.
- To było w czasie wojny?
- Tak. Na południu Sudanu trwała wojna. Dziś Sudan jest podzielony na dwa
państwa.
- Czym podróżowaliście?
- Koleją i autobusami.
- Jakie były warunki?
- Dobre. Jechaliśmy chińskim autokarem, w którym były ekraniki. Puszczali na
nich kobiecy wrestling.
Arabowie patrzyli się na to totalnie zajarani. Kobiety w ich społeczeństwie są
zamaskowane, a tu ze sobą się siłowały.
- To był chiński autobus?
- Chińczycy totalnie inwestują w Afryce. Chińscy inżynierowie budują drogi, po
których jeżdżą chińskie autokary.
- Co było dalej?
- Zatrzymał nas patrol. Pięciu facetów z kałasznikowami. Weszli, żeby zobaczyć
kto siedzi w środku. Nas wyprowadzili na zewnątrz.
- Siłą?
- Nie. Łamaną angielszczyzną powiedzieli, że idziemy na kontrolę. Poszliśmy z
nimi do lepianki stojącej na poboczu. Tam nas wypytywali gdzie jedziemy i kim
jesteśmy. Stali z kałasznikowami wiszącymi na ramionach. Lufami do ziemi.
I nagle padł strzał. Huk był straszny.
- Co się stało?
- Jedne z kałasznikowów sam wystrzelił. Kula odbiła się od ziemi i zrobiła
dziurę w dachu lepianki. Tak, że do środka wpadło światło. Pomyślałem wtedy,
że ludzkie życie jest bardzo kruche.
- Co zrobili ci kolesie?
- Myśleli, że to atak i padli na ziemię. My staliśmy dalej. Potem się podnieśli i był
śmiech. Pojechaliśmy dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz