Przygoda w Nissaki


 

- Nie wierzę, że to zrobiłeś - mówi Gosia. Ja też. Przekręcam kluczyk: samochód jest martwy, jak kłoda drewna. Rozrusznik nie kręci się, bo nie ma prądu. Kompletnie wyładował się akumulator. Kiedy wysiadaliśmy z auta nie wyłączyłem świateł.

Autor: Alex Kłoś
Taki numer zdarzył mi się w mojej długiej i pełnej zakrętów przygodzie za kierownicą po raz drugi. Kiedyś dawno temu zostawiłem na Czerniakowskiej Lanosa na światłach awaryjnych. Już nie pamiętam dlaczego je wtedy włączyłem. Poszedłem do redakcji, napisałem artykuł i po jakiś pięciu godzinach wróciłem. Srebrne Daewoo migało resztką sił. Udało mi się odpalić. Teraz wypożyczony za czterdzieści pięć euro za dzień błękitny Opel Vivaro stoi na stromej i wąskiej drodze opadającej ku plaży. I już wiem, że drugi raz się nie uda. Jesteśmy w Nissaki, malutkiej wiosce w północno-wschodniej części Korfu. G
reckiej wyspie położonej przy wybrzeżu Albanii. Przyjechaliśmy na Korfu na tydzień z Gosią, Polą i Helą. Do hotelu będzie ze trzydzieści kilometrów. Za nami i przed nami zaparkowane ciasno auta. Co robić?

Kombinuję, że odpalę auto zjeżdżając w dół, czyli tak jakby na pych. - Wypchnij mnie - proszę Gosię. Napiera na małego czterodrzwiowego opla i już po chwili staczam się z szumem opon. Szyby są zamknięte, nie działa wspomaganie kierownicy, jacyś idący plażowicze przyglądają mi się za to z uwagą. Przekręcam kluczyk. Samochód trzęsie się i nic. Diesel to nie benzyniak, nie chce skubany zapalić. Rozpędzam się więc bardziej i... znowu nic! Zbliża się zakręt. Dalej jest jeszcze jakieś dwieście metrów spadku i koniec drogi. Cudowne błękitne morze, tawerna Mitsos, z której przed chwilą wyszliśmy i jeszcze ze dwa domy.

Kolejne próby odpalenia nie przynoszą zmiany sytuacji. Ląduję pod Mitsos. Po prawej stronie mam  sklep, niedawno kupiłem w nim słomkowy
kapelusz. Nie wpadam w panikę, bo przecież to nie awaria i uda się odpalić. Dokładnie tak samo jak odpala się silniki siarczystą zimą, gdy zamarzają starsze akumulatory. Czyli na kable. Może są w bagażniku? Wystarczy wyjść i sprawdzić. Łapię za klamkę i... nic. Nie ma prądu i nie działa centralny zamek. Wciskam przycisk odblokowujący zamki w aucie. Bezskutecznie. Jestem uwięziony! Otworzyłem przed chwilą Opla z klucza, a potem kiedy podjąłem próbę odzyskania kontroli nad sytuacją zamek się zablokował. Teraz nie mam ani kapelusza, ani T-Shitru, siedzę w kąpielówkach. To akurat dobrze, bo słońce świeci masakrycznie i po chwili jestem mokry od potu. 

Trzeba przyznać, że sytuacja jest równie dramatyczna co komiczna. Trochę tak jakbym znalazł się w środku „Jasia Fasoli na wakacjach”. Na tym koniec żartów. Muszę czym prędzej wyjść z samochodu. Ale jak? Próbuję opuścić choć na milimetr szybę rękami. Ani drgnie. Nie wiem jeszcze, że tylne szyby są opuszczane ręcznie. Wystarczy odkręcić gałką. Skąd mam wiedzieć, że tu są takie patenty? Jestem przekonany, że tylne szyby opuszcza i podnosi się normalnie, czyli przyciskiem. Panika? Prawie. 

Na szczęście z Mitsos wychodzą dwaj młodzi Grecy. Tłumaczą i pokazują na migi co mam robić. Ja odpowiadam w ten sam sposób, że nie mogę otworzyć, bo nie ma prądu. Pojawia się starszy od nich mężczyzna i gestem instruuje, żebym otworzył zamek klapy nad silnikiem. On na szczęście nie jest na prąd i po chwili majdrowania podnoszą klapę. Pojawia się czwarty facet. Szpakowaty i doświadczony przez czas, słońce i wiatr. Kiwa z uśmiechem głową, a potem idzie do stojącego kilka metrów dalej Nissana pick'upa. Po kilku sekundach wraca z przenośny urządzeniem rozruchowym. Ma starter! Na froncie domu za sklepem wisi żółte logo Shell. Gość najwyraźniej nie jest amatorem.

Podłącza zaciski klem i po sekundzie zaczynają pracować wycieraczki. W ferworze musiałem przekręcić włącznik. Otwieram drzwi i opuszczam szybę. Moi wybawiciele pokazują, że pod klamką jest mały dzyndzel, którym manualnie odblokowuje się zamek. Kolejna ważna wiadomość. Pewnie doszedłbym do tego sam zanim  ugotował by mnie
ukrop. Pojawia się Gosia i dzieci. - Bałyśmy się, że wpadniesz do morza - słyszę. Dziękuję wylewnie Grekom. - You welcome - odpowiadają.
Jedziemy dalej. Bez klimy i świateł. Alternator załadowuje szybko akumulator.

Plaża w Nissaki ma cudowną zatoczkę oznaczoną symbolem błękitnej flagi. To oznacza, że miejsce idealnie nadaje się do nurkowania i uprawiania snoerkelingu, czyli pływania pod wodą z maską i fajką. Woda jest krystaliczna, skaliste dno ciekawe dla oka, pływają kolorowe ryby. Jedyny minus to brak prysznica, pod którym można opłukać się z soli, która pozostaje po szybko wysychającej morskiej wodzie. To jednak detal w porównaniu z urokiem tego niezwykłego miejsca i widokiem z tarasu tawerny, w której zjedliśmy przepyszną wegetariańską pizzę.      




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun