Wódka we mgle. Jedna noc w czterech odsłonach


Fragmentem mojej powieści "Więzienny Blues"...


Był wtedy jeszcze przytomny. W pewnej chwili zachciało mu się lać i skręcił automatycznie w kierunku najbliższego drzewa. Gdy z ulgą rozpinał rozporek usłyszał teatralny szept: uważaj psy!


Autor: Alex Kłoś
Spotkali się w piątek. Późnym latem w na Czerniakowie. On plus czterech kolegów. Na rozgrzewkę zrobili bronksy, a potem przeszli do konkretów i poleciało cztery razy 0,75 l. Dali tak w czajnik, że wszystkim zerwał się film. On totalnie nakotłowany dotarł na autopilocie do domu i padł z impetem obok łóżka. Niewycelował.

Następnego dnia była sobota. Obudził się na glebie z masakrycznym kacem. Wdrapał się na łóżko gdzie zaległ totalnie, bo gdy tylko usiłował wstać, to od razu straszliwie chciało mu się rzygać. Rzygał zresztą oczywiście, wystrzeliwując co jakiś czas z siebie niczym wieloryb fontanny kolorowego i śmierdzącego bełtu. Płyn lądował na środku pokoju. Nie sprzątał. Nie miał siły. Potem...

Przed drugą zadzwonił jeden z kompanów alarmując, że jeden z chłopaków z wczorajszego składu nie dotarł jeszcze do domu. On był nadal w takim stanie, że nie wgłębiając się w sprawę powiedział tylko:  na pewno wróci. A potem znów zasnął.

I oczywiście koleś wrócił wieczorem. Nieludzko wymiętoszony i brudny jak świnia.

Po jakimś czasie zrekonstruowali, co wydarzyło się tamtej nocy. On pamiętał, że gdy włączył mu się film to zorientował się, że stoi na jakiejś ulicy. Na miał pojęcia na jakiej, bo tego ranka była gęsta jak mleko mgła. Stał bezradnie jak dziecko, nie wiedząc gdzie ma iść, aż w końcu z białego oparu wyłonił się złomiarz pchający wypełniony żelastwem skrzypiący przeraźliwie wózek. Nie mając lepszego pomysłu ruszył za nim licząc, że niczym Charon przeprowadzi go na drugą stronę mglistego Styxu. Brnęli we mgle ciężkim krokiem przez dobrych kilkanaście minut, aż w końcu oczom prawnika ukazał się blok w którym mieszkał. Dał złomiarzowi pięć złotych.

Historie drugiego kolegi były następująca. Ocknął się idąc nago przez las zalany mgłą. Był nie tylko goły jak święty turecki, ale także dość mocno poobijany. On dla odmiany pamiętał, że dotarł już prawie pod domem, ale to, co się wydarzyło później na zawsze pozostało już zagadką. Pojawiła się hipoteza głosząca, że została zgarnięty przez jakiś bandziorów, którzy go z kimś pomylili i zapakowali do auta, wywieźli do lasu, rozebrali i przekopali. Gdy tylko wrócił do domu zaalarmowani rodzice załatwili kompleksowe badania, które nie potwierdziły śladów penetracji odbyty, co dawało nadzieję, że nie doszło do gwałtu analanego. Chłopak tak się przejął, że na pewien czas odstawił alkohol. Nawiasem mówiąc, skoro już przy nim jesteśmy, to w kilka lat potem wyciął na bani grubą akcję. Otóż pojechali w narzeczoną na kemping do Chorwacji. Znów dał mega rurę i tym razem obudził się jadąc samemu autokarem do polski. Zadzwonił do narzeczonej a ta opowiedziała mu o tym, że upił się tak, że na urwanym filmie latał po kempingu z siekierą. Gry w końcu padł spakowały go i wsadziły w autokar do domu.  

A teraz wróżmy do pozostałych bohaterów nocnego picia. Trzeci muszkieter urwanego filmu wracał ulicą w towarzystwie gościa, którego spotkał na przystanku. Był wtedy jeszcze przytomny. W pewnej chwili zachciało mu się lać i skręcił automatycznie w kierunku najbliższego drzewa. Gdy z ulgą rozpinał rozporek usłyszał teatralny szept: uważaj psy! To jego nowy znajomy zaalarmował o tym, że zbliża się radiowóz. Nasz bohater lejąc już prawie po rękach zapiął z rozpaczą zamek błyskawiczny i wrócił na chodnik. Gdy tylko radiowóz przejechał bezzwłocznie rozpiął rozporek, żeby oddać mocz w trybie alarmowym na na mur. Tymczasem koleś, który go ostrzegł, zobaczył, że po drugiej stronie ulicy idzie facet palący papierosa. Rzucił przez ramie, że idzie sobie odjarać szluga i szybkim krokiem przeszedł na drugą stronę. Nasz bohater, który kończył już wypróżnianie z przerażeniem dostrzegł, że nadjeżdża kolejny radiowóz. Tym razem z drugiej strony.

Co było potem? Koleś, który wrócił z palącym się fajkiem nie zastał w miejscu, w którym rozstali się
z tym, który się odlewał niczego poza czapką, którą tamten jeszcze przed chwilą miał na głowie. Szukał go oczywiście, nawoływał i czekał nawet aż się pojawi. W końcu zrezygnowany ruszył do domu. I to właśnie był ten zaginiony o którego wszczęto alarm następnego dnia po piciu. Ten o którym on powiedział o drugiej, że do wieczora się znajdzie.

Wyjaśnienie tajemniczego zniknięcia było banalnie proste. Sikający koleś, gdy zobaczył, że znów jedzie policja rzucił się z otwartym rozporkiem i na ziemie i dla pewności, żeby go nie zobaczyli, wczołgał się pod stojący na chodniku samochód. Tam urwał mu się film. Obudził się po kilku godzinach.

Na koniec czwarte historia. Tym razem film włączył się jej bohaterowi, gdy przedzierał się przez pogrążone we mgle gęste krzaki. Gdy się wykaraskał okazało się, że jest blisko brzegu Wisły. nad wodą
spotkał moczących o świcie kije wędkarze. Była mgła, a on miał mega kaca, nie miał ochoty i siły wracać. Przykleił się więc do nich. Wędkarze jak wiadomo z gołymi rękami na rybki się nie wypuszczają. Żelazny zestaw rybaka, to setka wódki i dwa piwa. Tak zwany wieloryb. 

Poratowali chłopaka, który odzyskał nieco wigoru. Posiedzieli wspólnie przez kilka godzin rozmawiając o rybołówstwie. W końcu poczuł, że chce mu się totalnie spać i zasnął. Obudziło go słońce. Była jedenasta. Rybacy zniknęli. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun