Przejdź do głównej zawartości

Na ostrym kole





Autor: Alex Kłoś
Zdjęcia: Albert Zawada, Robert Kowalewski, Łukasz Nazdraczew

Zabijesz się - mówi znajomy reporter telewizyjny. Stoimy przy minidromie Red Bulla wzniesionym niepodal Pałacu Kultury. Mam się zabić, żeby wejść w świat ostrego koła.

To moja inicjacja. Za parę godzin zostaną tu rozegrane zawody w jeździe pościgowej. Jako wytrawny rowerzysta nie mogłem przepuścić okazji, żeby przyjrzeć się temu z bliska.

Kręć non stop

Tor jest owalny, ma pochyłe zakręty. Kiedy do niego docieram, właśnie odbywa się trening. Każdy, kto zgłosił się do walki, może przejechać dziesięć okrążeń przed startem w zawodach. Na swoją kolejkę czeka kilkudziesięciu fanatyków. Wszyscy są tu na rowerach bez hamulców, które zatrzymać da się jedynie siłą mięśni nóg, ewentualnie wykonując jakąś dziwną ekwilibrystykę. Ostre koło to zupełnie inna bajka niż normalny rower. Pedały są "na sztywno" połączone z tylnym kołem, przez cały czas kręcą się do przodu lub do tyłu. W zależności od kierunku jazdy.

Rower na ostrym kole pierwotnie był sprzętem stricte sportowym, przeznaczonym do jazdy na welodromach (do tego jeszcze wrócimy). W latach 80. po ulicach zaczęli na nich jeździć nowojorscy kurierzy. Chodziło po części o względy czysto ekonomiczne. Rower na ostrym kole to najprostszy bike, jaki można sobie wyobrazić. Nie ma wolnobiegu, jest tylko tylna piasta, jedna zębatka i przedni blat. Zero przerzutek. Taki rower nie jest atrakcją dla złodzieja, bo po pierwsze - nie będzie łatwo go sprzedać, a po drugie - niełatwo odjechać nim z miejsca kradzieży. Przez lata ostre koło obrosło także specyficzną filozofią. Jazda z dużą szybkością pomiędzy samochodami stojącymi w korku przypomina rosyjską ruletkę. Żeby ułatwić sobie przeciskanie się pomiędzy samochodami kurierzy zaczęli obcinać kierownice, żeby były jak najwęższe i nie zawadzały o lusterka aut. Ostre koło wymusza koncentrację. Trzeba nieustannie przewidywać rozwój wydarzeń na drodze - tu nie da się zahamować w miejscu.

Od Nowej Zelandii po Estonię

Pod minidromem zebrała się ostrokołowa załoga ze stolicy, jest też dużo osób z Polski. Ekipa wygląda alternatywnie: tatuaże, kolczyki we wszystkich częściach twarzy. Od kilku lat panuje u nas moda na jeżdżenie na ostrym kole, to alternatywa do masówki spod znaku MTB i city bike'ów. Rowery na ostrym kole mają często bajecznie designerski look. Za dobry sprzęt trzeba solidnie wybulić, bo choć części jest mało, to są zrobione z doskonałych surowców. Dziś pod torem jest kilka ślicznych bike'ów, nie brak jednak też tradycyjnych kolarek z kierownicą w kształcie baranka.

Red Bull minidrome przed Pałacem Kultury w Warszawie
Red Bull minidrome przed Pałacem Kultury w Warszawie


Minidrom choć mały, ma już zasięg globalny. Red Bull, znany z realizacji śmiałych i nowatorskich imprez sportowych, postanowił tym razem wyjść naprzeciw oczekiwaniom ostrokołowej ulicznej subkultury.

- Pierwszy tor był niedoskonały, nie można było na nim rozgrywać jazdy pościgowej - mówi Wojtek Pańczyk z Red Bulla. - W ubiegłym roku rozpoczęto prace  nad kolejnym torem w Wielkiej Brytanii, w styczniu tego roku odbyły się pierwsze zawody w Londynie, potem był Meksyk i Estonia. Teraz przyszła kolej na Warszawę - dodaje.

Red Bull minidrome

Pan Pokazowy

Wypijam na szybko trzy puszki red bulla. Sytuacja się rozkręca. Tor z boku zabezpieczony jest grubymi materacami. Ludzie wywracają się nie tylko na torze, często zdarzają się awaryjne lądowania poza nim. Co jakiś czas z głośnym hukiem ktoś wywija na mindromie orła. Przed chwilą zaliczyła deski dziewczyna o postpunkowym wizerunku. Zeszła, trzymając się za żebra. Z uśmiechem na twarzy. Nie wiem, na ile uśmiech jest szczery, i nie chcę sprawdzać twardości desek. Podbijam do chłopaków i pytam, czy ktoś da mi się przejechać na swoim rowerze. Z pomocą przychodzą mi organizatorzy. Oli Zarychcie z Red Bulla udaje się namówić chłopaka, który z lekkim przerażeniem przekazuje mi kierownicę o szerokości, na oko, dwudziestu kilku centymetrów. Nie wybrzydzam. Jestem hardcorem.

Red Bull minidrome przed Pałacem Kultury w Warszawie

Na początku robię jednak rundkę po chodniku wokół fontanny. Nie licząc dziecięcej przygody z odziedziczonym po tacie rowerkiem bobo, który miał ostre koło, to mój pierwszy raz w życiu na takim sprzęcie.

Wchodzę na tor. Wsiadam na siodełko i zaczynam nieśmiało kręcić pedałami. - Proszę państwa, mamy tu następnego ridera. Tym razem jazda ma charakter czysto pokazowy - mówi przez mikrofon prowadzący imprezę chłopak z długi dredami. Nabieram szybkości i wjeżdżam na tor. Rozpędzam się. Wchodzenie w zakręty przypomina mi najeżdżanie na ciasne bandy w downhillu.

Red Bull minidrome przed Pałacem Kultury w Warszawie

Jeśli ktoś liczył, że zobaczy kolejną glebę, musi obejść się smakiem. Robię parę objazdów i udaje mi się nie przewrócić nawet przy zatrzymaniu. Choć jestem totalnie podkręcony kofeiną i adrenaliną, na minidromie więcej nie pojeżdżę - ale to nie koniec. Podjeżdżam do efektownej blondynki, która jest głównym sędzią zawodów.

Red Bull minidrome przed Pałacem Kultury w Warszawie


Dziewczyna na ostrym kole 

Sabrina Staniewska ma około trzydziestki. Wychowała się w Australii, od trzech lat mieszka w Polsce. Dokładnie w Komorowie, sąsiadującym z podwarszawskim Pruszkowem. Jest art directorem w agencji reklamowej.

Na welodromie w Pruszkowie

Codziennie rano przed robotą, punkt szósta, Sabrina wsiada na swoją szosową kolarkę i zalicza 30-40 kilometrów po okolicy. Jej prawdziwą miłością jest jednak jazda na ostrym. Trenowała kiedyś z torową kadrą Polski na torze w Pruszkowie. Oddany do użytku w 2008 r. nowoczesny obiekt jak magnes przyciąga fanów ostrego koła, którzy mogą korzystać z niego komercyjnie. Umawiam się więc z Sabriną na pruszkowskim welodromie.

Prawdę mówiąc będzie to już mój drugi raz na takim obiekcie. Dziesięć lat temu z kolegami zrobiliśmy sobie spontaniczne zawody na rozebranym już torze kolarskim na warszawskiej Pradze. Był betonowy, zniszczony i od dawna nieużywany. Nocami jeździli po nim samochodami okoliczni kozacy. My ścigaliśmy się na czas góralami. Było fajnie, ale nie na tyle, żebym chciał to powtórzyć. Kolarstwo torowe do dziś traktuję trochę jako dziwaczną dyscyplinę. Bo co to za atrakcja jeździć rowerem w kółko?

Przyjeżdżamy z fotografem Albertem Zawadą pod welodrom. Budynek jest wielki jak dworzec kolejowy w dużym mieście wojewódzkim. Drewniany tor w środku wygląda niesamowicie. Równie dobrze prezentuje się Sabrina i jej sprzęt. Kolarka Specialized S-Works. Choć S-Works to topowa, zawodowa seria amerykańskiej firmy, Sabrina skromnie tłumaczy, że to tylko model treningowy, bo na zawody przeznaczona jest jeszcze droższa wersja. Ja czekam na pana Jerzego Brodawkę, który prowadzi wypożyczalnię rowerów. Za czterdzieści złotych można wypożyczyć na godzinę wyczynową torową kolarkę i po prostu wjechać na tor.

Rower z ostrym kołem

Ostry narkotyk

- W ostrym kole zakochałam się w Melbourne. Codziennie rano przed wykładami robiłam sobie 30-40 km po górkach. Bez hamulców, oczywiście. Zaczęłam jeździć po ulicach. Na ostrym kole jeździ tam znacznie więcej osób niż w Warszawie. Poszłam też w końcu na tor.

Na welodromie w Pruszkowie

Na welodromie w Pruszkowie


Zauważył mnie trener i zaczęłam przychodzić na treningi. Po skończonych studiach przyjechałam do Polski. Stąd jest wszędzie blisko, a na antypodach czułam się trochę jak na zesłaniu - opowiada Sabrina. W kraju przodków pojawiła się zimą. - Chciałem jeździć, a tu śnieg. A dla mnie dzień bez roweru to dzień stracony. To jak narkotyk. Łapię doła, jak nie idę na rower. Dziwne akcje zaczynają mi się w głowie. Że życie jest beznadziejne i robię się gruba - zwierza się.

Tak pojawiła się na torze w Pruszkowie z banalnie prostym pytanie - czy może zapisać się na treningi. Jedyną grupą kobiet trenującą na torze była wtedy kadra narodowa. Trener spojrzał na jej s-works i na to, jak pokonuje kolejne okrążenia, i zaproponował jej treningi z kadrowiczkami.

Kolarstwo torowe to sport czysto siłowy. Trenuje się w systemie interwałowym. Piętnaście minut ostrego wysiłku i dziesięć odpoczynku. Sabrina zabrała się za robotę z takim zapałem, że złapała kontuzję. Naderwała naczepy mięśnia czworogłowego uda. Na pięć tygodni musiała zsiąść z roweru. Gdy wróciła na tor, kadra była już poza zasięgiem. Na szczęście zdążyła przedtem zaliczyć dwie edycje Pucharu Polski i załapać się na podium w klasyfikacji drużynowej.

Szum wiatru w hali

Pojawia się pan Jurek. Podaje mi czerwonego authora z dumnym napisem "Polski Związek Kolarski". Jego pomocnik pompuje cieniutkie opony do ośmiu atmosfer. Są twarde jak kamień. Zakładam kask i wjeżdżamy z Sabriną na tor. Odcinki proste są szerokie na 6, a łuki na 12 m, nachylenie zakrętów wynosi 45 stopni. Robimy kilka spokojnych kółek na rozgrzewkę, bez wjeżdżania na strome zakręty. W końcu Sabrina przyspiesza, ja trzymam się kilka metrów za nią. Ale czad! Na co dzień jeżdżę góralem, więc teraz czuję się jakbym przesiadł się z terenówki do sportowego samochodu. W uszach słuchać szum wiatru. Jedziemy chyba ponad pięć dyszek. Pęd upaja, a wchodzenie w łuki jest naprawdę niesamowite. Szczególnie gdy wjeżdżam na sam szczyt zakrętu. Sturlanie się z kilkumetrowej górki byłoby nieciekawe, ale opony z miękkiej gumy trzymają się bardzo pewnie. - Dla mnie najbardziej kręcący był dźwięk, który towarzyszy toczeniu się koła po drewnie - opowiada Sabrina. - Uwielbiam też to, że nogi non stop pracują, nie można nawet na chwilę przerwać pedałowania. Cały czas walczysz utrzymanie szybkości. Faceci potrafią pojechać 70 km/h, upadek przy takiej prędkości to masakra. A upadki się zdarzają, zwłaszcza gdy wyścig jest grupowy albo na dochodzenie - mówi Sabrina.

Na welodromie w Pruszkowie


Przetrzyj koła

Nie mam hamulców, nogi są uwięzione w noskach kręcących się jak diabelski kołowrotek pedałów. Dobrze rozglądam się na boki, bo na torze jest z nami jakieś dziesięć osób. Za  Chiny nie chcę wywinąć orła, tym bardziej że pan Jurek uprzedził mnie, że drewno bardzo nieprzyjemnie przypieka. Sabrina odjechała i mknie teraz na czele grupy. Ewidentnie ma dziewczyna w nodze bombę, jak mawiają kolarze. Usiłuję ich gonić, ale zasuwają jak torpeda. Odpuszczam i jeżdżę sam, napawając się szybkością. Pedałuję bez przerwy przez ponad pół godziny. Trzy serie szybkie, pomiędzy nimi odpoczynek. Dla osób, które nie lubią jazdy rowerem w zimie, welodrom to idealny patent na surową porę roku. Wtedy na pruszkowskim welodromie spotyka się nawet po dwadzieścia osób. - Im wyżej się jedzie, tym jest ciężej. Kolarski trening siłowy to jazda na szczytach luków - tłumaczy Jerzy Brodawka.

Na welodromie w Pruszkowie

Wie o czym mówi, jako mechanik kadry zaliczył cztery olimpiady i piętnaście Wyścigów Pokoju. Do kultury ostrego koła odnosi się z sympatią. Pozwala nawet wjeżdżać na tor na rowerach, którymi śmiga się po ulicach. Trzeba tylko przetrzeć koła. - Dla bezpieczeństwa dobrze by było, gdyby w rowerze na ostre koło do jazdy na ulicy był zamontowany choć jeden hamulec. Przy 30 km/h nie ma szans, żeby zahamować nogami - tłumaczy.

Pożyczam rower na ostrym kole i wjeżdżam na ulicę. Nie jest łatwo, boję się rozpędzić, jadąc na cieniutkich oponach, nie mogę sobie pozwolić na komfort ucieczki na pobocze. Z takim sprzętem trzeba się zaprzyjaźnić. Kwestią kluczową jest dobór odpowiedniego przełożenia. Torowe urwie na ulicy nogi, trzeba założyć miękkie, które pozwala toczyć się po mieście bezstresowo. Kolejną kwestią jest sztuka hamowania. Sposobów jest kilka. Podstawowy polega na uniesieniu w górę tylnego koła i zatrzymaniu ruchu pedałów. Każdy uczy się jazdy na ostrym kole po swojemu, jak chodzenia. Potem można zabrać się za naukę trików. Najlepsi riderzy wykonują triki bmxowe i trialowe. Nie ma rzeczy niemożliwych.

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun