Klub trupiej czaszki




Opowiada major rezerwy...

To było w 1998 roku. Byłem szefem pięcioosobowej grupy oficerów. Byliśmy w Hamburgu na szkoleniu, przygotowywano nas do działania w strukturach NATO. Zostałem wybrany do tego zadania, bo dobrze znam angielski. Powstawał wtedy kontyngent Niemiecko, Duńsko, Holenderski i zostaliśmy zaproszeni jako goście do współpracy. Jednym z naszych opiekunów był angielski oficer. Pewnego dnia ten Anglik powiedział, że zabiera nas na wycieczkę, bo chce nam coś pokazać. 
Gdzie pojechaliście?
No północ od Hamburga. Wjechaliśmy w las. Jechaliśmy długo w głąb leśnymi drogami. W końcu dotarliśmy do dzikiej polany, gęsto porośniętej chaszczami. Na środku stał drewniany dom. Cały pomalowany w kwiaty. Dziwne to wszystko było i zaczęliśmy się zastanawiać co jest grane. Weszliśmy do środka. Na ścianach wisiały zdjęcia ss manów, strony z gazet z czasów drugiej wojny światowej z artykułami o SS, hełmy, proporce, flagi, karabiny, szable. To był klub ss manów.
Kto go prowadził?
Kobieta, która miała jak się okazało sześćdziesiąt pięć lat. Miała proste blond włosy i była sympatyczna. Ten Anglik powiedział jej, że jesteśmy Polakami. "Polakami? My jesteśmy Mazurami!", ucieszyła się. Okazało się, że jej rodzice i ona zostali w to miejsce przesiedleni w czasie wojny. A teraz ona i jej syn prowadzą dalej ten klub.
Syn?
Przyszedł po jakimś czasie. Też miał długie włosy. Przyniósł gitarę. Grał i bardzo ładnie śpiewał.
Niemieckie żołnierskie piosenki?
Nie. Normalne. Angielskie i polskie. Było miło, posiedzieliśmy trochę i chcieliśmy się zbierać z powrotem, ale oni powiedzieli, żebyśmy zostali bo przyjadą goście i ich poznamy.
Niemcy?
Tak. Na imprezę rocznicową pułkownika SS. Przyjechało kilkunastu mężczyzn. Niektórzy starsi, inni młodsi - synowie ss manów. Część po cywilnemu, kilku w mundurach SS.
No i co?
Zaczęliśmy rozmawiać. Kiedy się dowiedzieli, że jesteśmy Polakami to byli w szoku. Ten pułkownik powiedział, że jesteśmy pierwszymi Polakami w tym miejscu. 
Jak się do was odnosili?
Z dużym szacunkiem. Powiedzieli, że Polacy byli bardzo dobrymi żołnierzami. Ten pułkownik powiedział, że nikt nie zamaże przeszłości. Że wydarzyło się to, co się wydarzyło. I to nie było dobre. Że nie wie co czujemy, bo nie jest Polakiem, ale żałuje, że to wszystko się stało. Ale są tacy, którzy nie żałują i chcą, żeby było tak jak kiedyś. Rozstaliśmy się w pokoju.
Tak po prostu.
Tak po prostu. Wiesz, jak służyłem w Szczecinie, to niedaleko mnie mieszkał odznaczony weteran wojny wietnamskiej. Facet, który lata w Wietnamie na helikopterach. Był Szwedem.
Jak trafił do Szczecina?
Poznał w Stanach Polkę. Bardzo piękną, wice miss Polonii. Ona powiedziała, że chce wrócić do Polski i z nią przyjechał. Był wielkim polskim patriotą. Miał w domu nawet flagę.
Dlaczego mi o nim opowiadasz?
Bo był synem pułkownika Waffen SS. Jednego z bardziej zasłużonych. W czasie wojny został oddany do sierocińca i zaadoptowali go Szwedzi. W młodości wyjechał do Stanów i poszedł do wojska. Znał swoje niemieckie nazwisko i kiedyś przypadkiem zobaczył artykuł w gazecie, w którym było zdjęcie grobu jego ojca. Ci Szwedzi powiedzieli mu prawdę.
Było mu wstyd?
Skąd. Jego ojciec był ss manem, ale on był polskim patriotą. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowieść o Pubie Moskwa

Narkomanka. Jaka historia ukryta jest w tej piosence?

Rozmowa z truckerką Aleksandrą Kun