Czołganie, pełzanie
To było typowe uliczne spotkanie. Znaleźliśmy się w tym samym miejscu i czasie. Zaczęliśmy rozmawiać i mniej więcej po godzinie zapytałem:
- Był pan w wojsku?
- Byłem.
- Dwa lata?
- Dwa miesiące.
- Co tak krótko?
- Wyrzucili mnie.
- Za co?
- Ja po prostu nienawidzę jak ktoś mi rozkazuje.
- Co się stało?
- W Bieszczadach w jednostce byłem. Przy zaporze w Myczkowcach.
- A co to za zapora?
- Jest ta duża na Sanie i Solince i mniejsza niedaleko dość druga mniejsza na
Sanie. Byliśmy zakwaterowani w drewnianych barak, po budowniczych zapory. W
mojej jednostce byli prawie sami Ukraińcy.
- A pan z Warszawy.
- Urodzony na Ochocie, od siedemdziesiątego ósmego na Jelonkach.
- No i co się stało?
- Strzelnice mieliśmy za wsią. A ta wieś była okolona strumieniem. Nie było
mostu, ludzie chodzili po kamieniach. A my na strzelnicę dookoła wsi, jakieś
pięć kilometrów. No i któregoś dnia poszliśmy z kompanią na strzelnicę.
- Z czego pan strzelał?
- Dostałem pistolet maszynowy z czterdziestego ósmego roku. Złom. Dali nam po
pociski i na początku strzelaliśmy leżąc. Tarcza była spora i nie jakoś
specjalnie daleko, ale ten PM był w takim stanie, że nie trafiłem ani razu.
- A normalnie pan trafiał?
- Tak. Potem dali następne trzy naboje i było strzelanie z pozycji stojącej.
Znowu nie trafiłem w tarczę. Dowódca i szef kompanii mówią: „Nie trafiłeś, to
do tarczy i z powrotem. Czołganie pełzanie”. To było zimą, ale była odwilż.
Błoto, śnieg i lód. Przeczołgałem się i staje przed nimi. A oni: „Masz tu trzy
pociski i teraz na pewno trafisz”. Załadowałem naboje do magazynka. Wycelowałem
w nich broń i mówię: To teraz wy. Do tarczy i z powrotem. Czołganie, pełzanie.
- Posłuchali?
- Oczywiście. A ja wystrzeliłem pociski w powietrze.
- Wsadzili pana za to?
- Nie. Lekarz mi pomógł.
- Zrobił z pana wariata?
- Coś takiego. Miałem potem komisję w Krakowie, która miała zadecydować czy
jestem poczytalny i mogę pójść siedzieć. On mnie do niej przygotował.
Powiedział na jakie pytania nie odpowiadać, a na jakie gadać głupoty. Udało
się.
- Miał pan szczęście.
- Młody byłem i głupi.
- Był pan bokserem, co?
- Tak. Dziewięć lat na Gwardii ćwiczyłem. Kilka razy startowałem w zawodach.
Ale potem zaczęły się dziewczyny, alkohol i dyskoteki. Przestałem ćwiczyć. Mam
na twarzy blizny na pamiątkę.
- Ale ja nie po bliznach poznałem. Bo blizny to może mieć każdy, kto oberwał.
- To po czym pan poznał?
- Jak by to panu powiedzieć: po oczach.
Na prawym brzegu Sanu, w pobliżu Jeziora Myczkowskiego znajduje
się wieś Myczkowce –jedna z najstarszych
bieszczadzkich miejscowości, została założona w 1376 roku. Myczkowce mają
liczne atrakcje dla turystów, są to m.in. stadnina koni, ośrodki wypoczynkowe,
domki wczasowe, gospodarstwa agroturystyczne i wypożyczalnie sprzętu
pływającego. Okolice zapory to raj dla kajakarzy.
Komentarze
Prześlij komentarz