Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2024

Jak polubiłem koniak

Obraz
Opowiada Tomasz Wilk… Moją pierwszą pracą był II Urząd Skarbowy przy Lindleya 2 na Śródmieściu. Mama kolegi była szefową działu kadr. Wzięli mnie na etat. Co robiłeś? Byłem  ślusarzem. Znałeś się na tym? Nie. Uczyłem się ślusarki od szefa. Mariusz się nazywał. Mieliśmy warsztat z maszynami zbudowanymi jeszcze za cara. Klucze kumplom dorabiałem, papier ciąłem na gilotynach z 1850 roku. Moja praca głownie polegała na „młody brykaj po flaszkę”, albo paczki żukiem woziłem. Bo zaproponowali mi fuchę doręczyciela. Paczki? Wprowadzili wtedy Numer Identyfikacji Podatkowej, czyli NIP. I trzeba było ludziom doręczyć listy z oficjalną informacją. Czyli z NIP-em. Listonosze brali za to trzy złote, a nam płacili złotych siedemdziesiąt. Odpowiedziałem: „Nie znam się na tym, ale jestem z Warszawy i sobie raczej poradzę”. Większość kasy z tej akcji to były napiwki. Sto pięćdziesiąt procent tego co nam urząd zapłacił. Brało się rejony gęsto zamieszkane, bo było mało chodzenia, dużo mieszkań i sute ...

Albo fart albo niefart

Obraz
Moja córka pojechała na obóz nad morze.  Ładnie. Nie za bardzo. Zaczęła się czarna seria. Na początku chłopak złamał sobie rękę, a wczoraj już po ciszy nocnej inny spadł im na balkon. Jak to? Ona z koleżankami była na pierwszym była, a on piętro wyżej. Rozmawiał z dziewczynkami i tak się zagadał, że się przewinął przez balustradę i poleciał. Coś mu się stało? Złamał dwa żebra. Miał mega farta.  Czemu? To było wysokie drugie piętro. Jakby spadł na parter, to mógł się połamać, albo nawet zabić. Jak wyleciał to chyba zrobił salto, bo wylądował brzuchem na balustradzie. Z nogami na balkonie. Być może kiedy już leciał to w ostatnim momencie koledzy go złapali za koszulkę i to go uratowało.   Fart. Jak chodziłem na pakiernie na Grodgdera, to była tam instruktorka fitness. Z dyplomami i tytułami. Wykwalifikowana trenerka. Szła pod jakimś domem i jej spadł na głowę facet. Złamał jej kręgosłup. Nie odratowali kobiety i wylądowała na wózku inwalidzkim. Jezus Maria, ale tragedi...

Skrajnie prawicowy mistrz obiektywu

Obraz
A więc wpadłem do kolegów do kanciapy w Stodole. Dawno temu. Latem. Grali metal core. Gitara, bas, a na bębnach Marcin Szyszko, czyli Młody. On już nie żyje, a kiedyś grał w Wilkach. Nie mieli wokalisty, był w prawdzie kolega, który przyszedł spróbować pośpiewać, ale nie wjechał w klimat. Na wzmacniaczu leżał tylko podłączony mikrofon. A ja zacząłem wokalizować w stylu Pantery. Ryk straszliwy. Gitary ciężkie i ostre. Tempa zróżnicowane, połamane. Cholernie ostra muza. Do zarżnięcia gitary, słuchu i głosu. I nagle otwierają się drzwi  i wchodzi znajoma, która mówi, że na górze jest sesja fotograficzna i można zarobić trochę kasy. W sensie, że za modelling. Basista i gitarzysta wzruszyli ramionami, a Młody i ja poszliśmy. Głównie z ciekawości. Na pierwszym piętrze w jednej z sal czekał plan sesji fotograficznej. Światła, białe tło, blendy i stolik z lustrem dla wizażystki, a w roli mistrza obiektywu Leszek Bubel. Duże zaskoczenie. Bo była to postać znana podówczas szeroko, tyle, że...

Poranek w sopockich koszach

Obraz
              KUBA PANOW   Lato 1987 roku. Ktoś ze znajomych z Żoliborza rzucił hasło wyjazdu na festiwal Nowa Scena w Sopocie. Teraz sprawdzam i widzę, że to nazywało się „IV Rock Dla Spragnionych Muzyki - Nowa Scena”. Dziwna nazwa. Taka Trójmiejska – psychodeliczna. A więc 26-28 czerwca w Operze Leśnej. I pojechała załoga z Żoliborza. Jakieś dziesięć osób. Z tego kilka siedzących mocno w muzyce, a reszta tak po prostu, bo będzie fajnie. To były czasy post punkowe. Ja zapuściłem włosy i chodziłem w czarnej kurtce skórzanej z białym napisem Motorhead na plecach. A Kuba Panow (wówczas barwna postać z Bielan, a dziś wokalista rockowy) był już wyznawcą psychobilly. Nowej dzikiej mieszanki punk rocka z rockabilly. Czyli grupa licealistów z dzielni plus może ktoś z Mokotowa. Bo te dwie dzielnice zawsze się dobrze mieszały. Zajęliśmy jeden przedział. Ktoś leżał na półce, ktoś na podłodze. Wyjazd późnym popołudniem, piwo, trawa, impreza. Żadnych mocnych ...